czwartek, 11 grudnia 2014

BLIND GUARDIAN - Twilight of The Gods (2014)

Najlepsze prezent pod choinkę jaki mógł mikołaj przynieść to oczywiście nowy singiel Blind Guardian, który miał premierę 5 grudnia tego roku. „Twilight of the gods” to dobry tytuł, który przyciąga uwagę, a choćby z tego względu, że przed laty Helloween nagrał świetny kawałek o podobnym tytule. Również i klimatyczna okładka autorstwa Felipe Machado Franco sprawia, że chce się sięgnąć po najnowszy singiel Blind Guardian. Ma on na celu zwiększenia zainteresowania wokół nadchodzącego albumu tj „Beyond The Red Mirror”, który ukaże się na początku roku 2015. Czy rzeczywiście nowy singiel podgrzewa atmosferę wokół albumu?

Na płycie znajdziemy tytułowy „Twilight of The Gods” oraz dwa koncertowe kawałki w postaci „Time stands Still” i „The Bards Song's, które nagrano na koncercie Wacken w 2011 roku. Te dwa wielkie hity Blind Guardian wypadają znakomicie, ale to żadna nowość. Jedynie można przeczepić się do jakości oraz brzmienia perkusji. Mimo tych wad te dwa klasyki zachwycają. Jednak one pełnią tutaj rolę wypełniaczy, co by na płycie nie był jeden utwór i właściwie można sobie darować głębszą ich analizę. Ciekawszy kąskiem jest singiel „Twilight of The Gods”. Zespół próbował przywrócić dawne brzmienie, schować nieco perkusję, dać nieco brudu, ale wyszło to niezbyt ciekawie. Jest to brzmienie mało soczyste i właściwie przywołuje na myśl to z „A Twist in the Myth”. Tak większość fanów już przeżywa powrót Blind Guardian do czasów „Imaginations From the Other Side”. Prawda jest taka, że pseudo szybsze tempo, ostrzejszy riff to jeszcze nie gwarancja, że już jesteśmy w latach 90. Zespół próbuje nawiązać do tamtego okresu, ale średnio im to wychodzi. Praca gitar i progresywne wtrącenia zostały zaplanowane, że całościowo więcej tutaj z dwóch ostatnich albumów z naciskiem na „A Twist in The Myth” niż klasycznych albumów. Niby utwór ma wszystko to co powinien mieć, a mimo to wieje nudą. Refren obdarty z mocy i epickości, Hansi śpiewa jakby na pół gwizdka, a oszczędność tutaj na pewno nie sprzyja. Marcus i Andre też wygrywali już ciekawsze rzeczy i tutaj czuję spory niedosyt. Ciekawiej już było na nowym Sinbreed, w którym występuje Marcus i Frederik. Wieje nudą, nie tylko z tego względu że to już było wiele razy podane, ale z tego względu że brzmi to po prostu zwyczajnie i nie ma się czym zachwycać. Większe wrażenie na mnie robił „A Voices in the The dark” i to był hit na miarę „imaginations from the Other Side”. Nie skreślam Blind Guardian i na pewno dostaniemy solidny album, ale mam przeczucie że będzie to słabszy album niż „At the Edge of Time”i o bym się mylił.

To tylko singiel i nie ma sensu skreślać Blind Guardian na starcie. Wciąż jest nadzieja, że singiel jest najsłabszym kawałkiem na płycie. W głębi duszy sam w to nie wierze, ale poczekajmy na ostateczny werdykt.

Ocena: 6/10

P.s recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz