piątek, 8 maja 2015

HEADSTONE - Excalibur (1985)

Kiedy jest się jednym z wielu zespołów, kiedy tworzy się muzyką mało wybijającą, to jakoś trzeba przyciągnąć słuchaczy. Cóż mało znany niemiecki band Headstone pochodzący z niemieckiego Oberammergau, który powstał w 1983r szukał sposób, żeby też zainteresować jakoś fanów heavy metalu swoją muzyką. Tak o to ozdobiono debiutancki album „Excalibur” z 1985r sloganem „We Are the heavy metal knights of twenty centuries”. Bije z tego chwytu marketingowego niezła pewność siebie i choć płyta została chłodno przyjęta, to jednak stwierdzam, że ta płyta nie jest taka zła jak wielu to opisuje.

Jasne stylistycznie Headstone to kapela, która kopiuje Accept, Warlock, czy Stormwitch. Tak więc Headstone na jedynym albumie zaprezentował prosty, melodyjny heavy metal, w którym spotkał się teutoński metal z NWOBHM. Jeśli ktoś szuka tutaj rycerskiego i epickiego heavy metalu to może czuć się nieco zawiedziony. Slogan zapowiadający takie granie nie ma potwierdzenia w zawartości. Zabrakło tak więc rycerskości, true metalowych hymnów, może większych hitów. Co zatem mamy? Niezbyt skomplikowane riffy, partie gitarowe wygrywane przez zgrany duet Hoffmann/Liebhauser, mamy energię, szybkość, mamy masę przebojów, a przede wszystkim równy materiał. Mamy przybrudzone, nieco surowe teutońskie brzmienie, no i wokalistę, który wyróżnia się specyficzną manierą. Fani heavy metalu lat 80, NWOBHM czy niemieckiej sceny metalowej nie będą zawiedzeni. Futurystyczne intro w postaci „Opening” raczej zapowiada jakiś hard rockowo, progresywny album aniżeli heavy metalowy. Niezła zmyłka, która nijak ma się do całości. Numer dwa to już przebojowy „Burnt in Ice”, który pokazuje, że ta kapela potrafiła grać porządny heavy metal. Nie było problemu z ciekawymi riffem i energicznymi solówkami, które porywały lekkością i zapałem muzyków. Niezwykła pomysłowość bije z bardziej klimatycznego „Wizzard of Ore”. Tutaj właściwie można zauważyć jakiś przejaw epickości, jakieś echa true metalu. Utwór wyróżnia bardzo posępny bas Wagnera. Dobrze zespół wypada też w szybszym graniu co potwierdza „White Thunder”. W takim „Eagle in the Crest” można doszukać się cech hard rocka spod znaku Krokus. Warto też wyróżnić rozpędzony „Angel of Paradise” czy marszowy „Excalibur”.

Przesadzony slogan, w którym wybrzmiewa wielkie ego zespołu jak i pewność siebie, nie zdało egzaminu, ani nie znalazło potwierdzenia w zawartości. Nie ma mowy o czymś wyjątkowym i jakimś wielkim dziele. „Excalibur” to po prostu kawał solidnego heavy metalu, który oddaje w pełni to co w latach 80 się liczyło i co się cieszyło największym zainteresowaniem fanów heavy metalu. Szkoda, że kapela nie zostało dłużej w tym biznesie. Rozpadli się i nikt już o nich nie pamięta. Może warto sobie odświeżyć „Excalibur'?

Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz