Rok 2015 będzie
pamiętnym rokiem dla fanów portugalskiego Ironsword. Ten band
znany jako jeden z czołowych przedstawicieli epickiego heavy metalu
powrócił na dobre. Ta formacja działa od 1995 roku i
sukcesywnie wydawała albumy do 2008 roku. Odnieśli sukces, zdobyli
fanów i umocnili się na rynku, kiedy nagle nastał okres
roszad w zespole i 7 letnia cisza. Lider Ironsword tj J. M powraca i
to jeszcze silniejszy niż kiedykolwiek. Przemyślano wiele spraw,
zwerbowano nowych muzyków i zarejestrowano nowy materiał w
postaci „None But the Brave”.
Udało się zachować
styl będący kwintesencją epickiego heavy metalu, w którym
jest dużo stonowanego tempa, marszowego charakteru, zagrzewającego
do walki wokalu czy też epickich chórów. Ironsword
dalej jest wierny klasykom takim jak Omen, czy Manilla Road, dzięki
temu brzmią wciąż klasycznie i każdy fan lat 80 będzie
zachwycony tym co zespół stworzył. Nie chodzi już tylko o
nieco surowe brzmienie, czy klimat, ale też właśnie sposób
w jaki wykonano te utwory. Dużo się dzieje, jest naturalność,
jest nacisk na lekkość, a zarazem zespół trzyma się ram
melodyjności i przebojowości. W efekcie dostajemy materiał
dynamiczny, energiczny, melodyjny, a przede wszystkim bardzo epicki.
„Forging The Sword” to przykład, że można
tworzyć ciekawe otwieracze w dzisiejszych czasach. Tutaj zespół
zabiera nas do świata amerykańskiego epickiego heavy/power metalu,
choć można też się doszukać czegoś z brytyjskiego metalu lat
80. Zespół zachwyca formą i tym, że wciąż potrafią
tworzyć takie perełki. „Kings Of The Night” to z
kolei przykład nieco ostrzejszego grania, choć fani Iron Maiden
doszukują się klimatu NWOBHM. Energii naprawdę nie brakuje na tej
płycie i dobrym przykładem tego jest „Calm Before The
Storm”. Zwalniamy dopiero w tytułowym „None but
the Brave”, który nastawiony jest na marszowe tempo
i bardziej epicki charakter. Może nieco spokojniejszy utwór,
ale nie brakuje mu podniosłości. W tym albumie można dostrzec
wiele plusów i właściwie wszystko brzmi tak jak powinno.
„Ring of Fire” to przykład rasowego ostrego
kawałka, w którym jest rozpędzona sekcja rytmiczna, jest
ostry riff i ciekawe popisy gitarowe J. M. Właśnie ten aspekt
został dopracowany do perfekcji. Każdy utwór jest
przyozdobiony ciekawą, wciągającą solówką. To jest
właśnie coś dla prawdziwych maniaków klasycznych albumów
heavy metalowych. Przypominają się złote lata 80. „Betreyer”czy
„Vengeance will be mine” to kolejne szybsze utwory
na płycie i trzeba przyznać, że to jest coś w czym zespół
dobrze się czuje. Dla fanów NWOBHM zespół stworzył
ciekawy „Army of Darkness”, który ma coś z
Saxon czy starego Iron Maiden. Piękno epickiego heavy metalu mamy w
„Cursed and Damned”, który stylistycznie
przypomina kompozycje Manowar czy Majesty. Całość zamyka „The
Shadow Kingdom”, który niczym się nie różni
od pozostałych kawałków, ale dobrze podsumowuje to jak brzmi
cały album.
7 lat czekania na znak ze
strony portugalskiego Ironsword, ale warto było czekać. W końcu
doczekaliśmy się znakomitego albumu w kategorii epickiego heavy
metalu i to cieszy. Płyta jest perfekcyjna i oddaje piękno tego
gatunku. Dobra konkurencja dla tegorocznego Darking i najważniejsze
jest to, że Ironsword wrócił i to silniejszy niż
kiedykolwiek. „None but the Brave” to dobry tego przykład, bo w
końcu to jeden z ich najlepszych albumów. Polecam
Ocena: 10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz