piątek, 13 maja 2022

STORACE - live and let live (2022)


 Marc Sotarce to głos szwajcarskiego Krokus. Prawie 50 lat działalnosci i sporo świetnych płyt na koncie.  Tej kapeli nie ma, a Marc Storace postanowił wydać w końcu swój pierwszy solowy album, który zrodził się już w okresie kiedy Marc odszedł od Krokus. Pandemia i zakończenie działalności krokus sprawiły że Marc znalazł czas by dopracować swój materiał. "Live and let live" to solidna mieszanka hard rocka i heavy metalu, ale nic ponadto.


Co szokuje, to na pewno świetna forma wokalną Marca, mimo swojego wieku wciaz zachwyca. Duet gitarowy tworzony przez doma Faveza i Turi Wickiego jest zgrany, ale niczym specjalnym nie zaskakuje. Wwzysttko jest odegrane dość grzecznie i obyło się bez większych niespodzianek.  Na pewno plus za to, że Marc nie starał się na siłę tworzyć kopie Krokus.


Materiał nie równy bo oprócz ciekawych kawalkow pojawiają się słabsze. Na pewno na plus zaliczam energiczny i hard rockowy "live and let live". Jeden z nie wielu kawalkow gdzie słychać echa Krokus. Mroczniejszy "lady of the night" też wypada tak sobie i te stonowane dźwięki wypadają jakoś tak średnio. Drugi warty odnotowania kawałek to szybszy "carry the burden" i szkoda ze takich perełek nie ma tutaj więcej.  Oldscholowo wypada też "broken wings" który też czerpie garściami z lat 80.  Ciekawie Marc wypada w nastrojowej balladzie "dont wanna go". Jestem na tak. Całość wieńczy śmieszny "paradise" którym trąci jakimś country. Dziwnie to brzmi.


Ostatnio pełno solowych płyt i chyba każdy szuka sposobu by zarobić. Marc Storacy jest świetny jak zawsze. Tylko szkoda że sam materiał taki jakiś średni. Jest kilka dobrych momentów, ale to za mało żeby zwiększyć wartość tej płyty.

Ocena 5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz