niedziela, 8 grudnia 2024
ASTERISE - Tale of a Wandering Souls (2024)
Asterise to band polsko grecki, bo w skład wchodzi perkusista Sławomir Siwak, gitarzysta i basista Bartłomiej Mężyński i klawiszowiec Dionysis Maniatakos. Do współpracy zaproszono gwiazdy heavy/power metalu, ale raczej nazwiska mało znane. No poza Tristianem Hardersem z Terra Atlantica. Muzycznie dostajemy solidny power metal, w klimatach Stratovarius, Sonata Arctica, czy Avantasia. Kto szuka oryginalnych pomysłów i intrygujących melodii, ten może poczuć rozczarowanie. Natomiast każdy kto szuka dobrej rozrywki i hołdy dla wcześniej wspomnianych kapel, ten szybko odnajdzie się na najnowszy albumie Asterise zatytułowanym "Tale of Wandering Souls", który ukazał się 6 grudnia nakładem wytwórni Inverse Records.
Nazwiska gości może nie działa jak magnes, ale trzeba przyznać, że to doświadczeni muzycy, którzy znają się na rzeczy i potrafią oddać klimat płyty i dodać power metalowego kopa. Dzięki nim płyta ma taki tajemniczy i podniosły klimat. Sama stylistyka i próba przypomnienia starego brzmienia Sonata Arctica czy Stratovarius to nie taki głupi pomysł, tylko szkoda że trochę kuśtyka jakość. Na pierwszych utworach słychać potencjał, a potem wszystko troszkę siada i już nie robi takiego wrażenia. Zabrakło jakby pomysłów na cały materiał i te próby pójścia w progresywne elementy też nie przekonuje i jest bolączką tej płyty.
Ten album ma naprawdę świetny start. Zaczynamy od szybkiego "Twisted Ferryman", który rzeczywiście brzmi jak hołd dla Sonata Arctica, Stratovarius czy Avantasia. Mieszanka wybuchowa, ale idzie też za tym jakość. Świetnie wypada też rozpędzony i przebojowy "Into Fantasy" czy taki oldscholowy "Wicked Dream", który potrafi zauroczyć melodyjnością i pomysłowością. Gdyby cały album był w takim klimacie to byłby czad. Band stara się też iść w bardziej rozbudowane konstrukcje i taki rozpędzony i energiczny "Drifting into darkness" wypada bardzo dobrze. Nie nudzi i dostarcza sporo frajdy. Kiczowaty "Golden Land" niesie pozytywną energią i troszkę przypomina Beast in Black, ale jest też coś z starych płyt Sonata Arctica. Końcówka płyty już taka bardziej komercyjna i mało w tym power metalu.
Nowy album Asterise robi lepsze wrażenie niż debiut i słychać że jest postęp. Jest kilka świetnych momentów i kilka killerów, ale całość jest nie równa i pełno smętnych momentów. Gdyby cały album brzmiałby jak początkowe utwory, to byłaby to prawdziwa uczta dla fanów power metalu. Tak to jest tylko dobrze.
Ocena: 7/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz