sobota, 30 lipca 2011

POWERWOLF - Blood of the Saints (2011)

Godzina 24:00, wybiła północ. Pora, która jest czasem budzenia się do życia wiele dziwnych stworzeń. Obce nie są wampiry, demony czające się w ciemności, wilkołaki. To czas w którym po raz kolejny budzi się z 2 letniego snu w mroku Niemiecki stwór, którego zwą Powerwolf. Krew, satanizm, chrześcijańska otoczk, i parodia to ich drugie imię. Nie jedną ofiarę już rozerwał na strzępy, a to pamiętają ci, którzy uszli z życiem przy „Bible of The beast”. Nie dla jednego fana melodyjnego power metalu to już legenda, któremu się opowiada swoim dzieciom. Legendy mają to do siebie że potrafią żyć swoim życiem. Tym razem nie jest inaczej. Powerwolf niczym niegdyś Rockn'n Rolf znany kapitan bandery Running Wild napisał swoją, a teraz to robi właśnie Powerwolf. Nie ma to nic wspólnego z piractwem, ale z pomysłem na bycie oryginalnym i rozpoznawalnym. Jasne tematycznie znajdą się również inne zespoły jak choćby przebojowy Bloodbound, aczkolwiek Powerwolf to nie tylko wampiry, kołki i odwrócone krzyże, to przede wszystkimi wilkołaki i srebrne kule. Jak to bywa w stadzie, ciężko wytrzymać 5 samcom, tak i tutaj jeden wilkołak - Stéfane Funčbre , którego zagryzł Thomas Dienner. Choć i jego kres bycia jednym z Powerwolf dobiegł końca. Niemiecki stwór nie zmienił się, wciąż rozszarpuje niewinnych, a tym razem za sprawą „Blood Of The saints” i nikt się nie schowa, nikt nie ucieknie przed geniuszem Powerwolf.

No nie da się rozpocząć opowieści, legendy bez wstępu. Tym razem Powerwolf sięga po sprawdzony patent. „Agnus Dei” podobnie jak 2 lata temu „prelude to Purgatory”. Pozwalał nam słuchaczom wejść do świata mroku, gdzie krew leje się hektolitrami, gdzie nie ma miejsca dla litości. Liczy się strach, mrok i klimat grozy, który kojarzy się z wilkołakami. Oczywiście nie zapomniano o tekście który wprowadza nas w cały temat. Są klawisze i mrok i to musi wzbudzać strach. Ten kto pamięta biblię bestii i pamięta tamte przypowieści ucieszy z pewnością „Sanctified with Dynamite „. Kto pamięta zdarzenie sprzed 2 lat, ten pamięta, że przebój to znak rozpoznawczy tego zespołu. Także i tutaj można uznać to za cechę, która łączy oba albumy. Co ciekawie słychać tutaj wcześniej wspomnianego przeze mnie Running Wild, tego przebojowego i bujającego. 4 minuty tutaj to będzie standard, dla jednych za krótko dla jednych w sam raz. A czy pamiętacie lata 70-80 gdzie takie czasy były na porządku dziennym? Są sprawdzone patenty, są chwytliwe melodie, do tego dopieszczony refren, który podąża za słuchaczem długo jeszcze po zakończeniu sesji odsłuchowej. Czymże byłby Powerwolf bez solówek energicznych, zapadających w ucho? Na pewno nie budzącym strach wilkołakiem, lecz wilczurem. Krew, krew to napój, bez którego wilkołak nie może egzystować. Tak więc mamy „We drink your blood” który posłużył za pułapkę dla słuchaczy. Tak świetnie zaprezentował naturę zespołu i to do słownie. Nie jest ani mylący, ani czymś innym niż cała reszta na albumie. Czyli prosty rachunek, tym którzy przypadł do gustu singiel,do którego tak na marginesie nakręcono fantastyczny klip, tym spodoba się cały album. Wracając do kompozycji zaczyna się niczym melodia z horroru. Melodia prosta i chwytliwa jak cały album. Jest skocznie i jest podniośle. Północ jest niebezpieczna bo jest kryjówka dla stworów a także dla morderców czyli „Murder at midnight”, który brzmi jak kawałek wyjęty z poprzedniego albumu. A więc wolny wstęp i szybsza cała reszta. Znów jest prostota i przebojowość. Nie ma się czemu dziwić, bo Powerwolf ostatnio stawia właśnie na te elementy. Uroczo wypada tutaj refren,a le nie tylko. To co mnie prześladuje od samego początku to solówki i nie raz uświadamiają mi że nie trzeba być znanym, żeby wygrywać chwytliwe partie gitarowe. Wspominałem nie jeden raz, także i teraz wspomnę, że Powerwolf lubi ciągnąć za sobą taką otoczkę chrześcijaństwa, tym razem tytuł albumu, klip do singla, a także organy kościelne, które najbardziej dają o sobie znać w „All we need is blood”, który brzmi jak brat bliźniak „Warewolves of armenia”. Nieco podobna rytmika, podobna skoczność. Uroczo wypadają tutaj właśnie owe organy, a także bojowe chórki. Prostota też odgrywa znaczącą rolę także i w tym kawałku. Co było charakterystyczne dla poprzedniego albumu także i dla tego jest. Spytacie co takiego? Przebój za przebojem, killer za killer. Powerwolf nie bierze jeńców ani w tym utworze, ani w „Dead Boys Don't Cry” jedna z szybszych kompozycji, nieco zagrana na wesoło. Ale jest podniośle, jest to także chwytliwe, a owo sekcja rytmiczna i przebojowy refren zostanie z tobą dłużej niż myślisz drogi czytelniku. Co ciekawe, czy mi się zdaję, czy pierwszy raz Powerwolf zaprezentował się w nieco wolniejszym klimacie zbliżonym do ballady. „Son a wolf” to utwór nieco utrzymany w wolniejszym tempie, aczkolwiek wciąż mamy ten sam Powerwolf, mroczny, chwytliwy, przepełniony niezwykłymi melodiami. Nie inaczej jest w przypadku „Night of Warevolves” gdzie zespół idealnie przechodzi z wolnego, mrocznego tempa w szybszy power metalowe popisy, to się kocha albo nienawidzi. Podniosły i jakże waleczny jest „Phanthom of the funeral” gdzie słychać waleczność Sabaton, a także skoczność i granie z polotem w stylu Running Wild co daje o sobie znać w partiach gitarowych czy w chwytliwym refrenie. Ale nie jest jednym z tych zespołem, nie jest kalką, jest to wciąż Powerwolf. #minuty minęły a tu kolejny, krótki ale również genialny „Die, die crucifed”. Tutaj o dziwo słychać klimaty wojenne. Jakiś tam odgłosy perki, który nakazuje nam marsz w otchłań wojny. Nie obyło się tym razem bez hymnu zagrzewającego do walki. Zespół ani nie myśli zmieniać sprawdzonych patentów, to też na koniec „Ira sacti” czyli coś w stylu „Wolves againts the world”. Gdzie również mamy średnio- wolne tempo, znów epicką podniosłość, znów heavy metalowy hymn, znów zakończenie płyty odgłosem burzy, wyciem wilka itp.

Po raz kolejny jesteśmy świadkami rzeźni, krwawej masakry, której autorem jest Niemiecki stwór Powerwolf. Rzeż którą nazwali „Blood of the Saints” stała się już legendą, którą będziemy opowiadać kolejnym pokoleniom. Że kiedyś w roku 2009, 2011 siał strach Powerwolf. Waleczny, przebojowy, pełen podniosłości, klimatu, pełen grozy. Nie szczędzą sobie też śmiesznych czy też bardziej periodycznych tekstów, ale wszystko jest kontrolowane. Wszystko zostało przeprowadzone z planem i z precyzją, której nie można przypisać innym zespołom. Mieli cel bycia jednym z nie wielu zespołów poruszających kwestie wilkołaków itp. i osiągnęli to. Są w tym najlepszy. Niegdyś Running wild się wyróżniał w stylu i poruszanej tematyce, teraz to samo tyczy się Powerwolf. RW ciągnął ten styl przez 20 lat. Ciekawe na ile lat starczy pomysłów Powerwolf? Miejmy że jak najdłużej, bo tak powinien brzmieć współczesny power metal. Przebojowy, melodyjny,a do tego przepełniony mrocznym klimatem, a nie wesołkowatym klimatem z smokami w tle. To już przeszłość, teraz czas na wilkołaki. Pytanie tylko czy dasz się zagryźć przez wilkołaka? Ja dałem i jestem jednym z nich. Nota: 10/10

5 komentarzy:

  1. Słuch o tej kapeli zaginie w krótkim czasie, a ocena 10/10 jest obrazą dla kapel, które odcisnęły swoje piętno przez kilka dekad trwania metalu. Szanowny recenzencie,jeśli oceniasz taki kabaret na dziesięć, to jak się ma do tego "Master Of Puppets", "Sabotage", ...i wiele innych Dzieł? Dzieł celowo piszę wielką literą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem takiego podejscia... Metal umarł? Dzieła wychodziły tylko w latach 80? Czyli nic nie zasługuje na 10 bo wszystko już było. Nic nowego nie ma, wszyscy kopiują. Ciekawe podejscie. Powerwolf tą płytą pokazał że można nagrać perfekcyjny album, który w swojej kategorii zrobił spustoszenie i wniósł nieco świezosci do gatunku power metal. Nie wiem może dla ciebie żadne arcydzieło nie wyszło od lat 80 nie wnikam, to jest twoje zdanie do którego masz prawo. Podobne spory były kiedyś na forum muzycznym np Metalcave czy Powermetal.

      Usuń
  2. Jeśli wyszło coś wstrząsającego, zasługującego na 10/10 w skali obiektywnej, to proszę o przykłady. Może warto wprowadzić skalę do dwudziestu? Crystal Viper -"Crimen Expecta"9.5/10 vs Blind Guardian - "At The Edge Of Time"9.5/10 ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o ten rok :

      MÅNEGARM - Legions Of The North (2013)
      DEATH DEALER - War Master (2013)
      KALMAH - Seventh Symphony (2013)
      AIRBOURNE - Black Dog Barking (2013)
      ASGARD - Outworld (2013)
      MAGISTER TEMPLI - Lucifer Leviathan Logos (2013)
      WOLFCHANT - Embraced By Fire (2013)

      nie bede wiecej przytaczał :P
      ATTACKER - Giants of Canaan (2013
      ENFORCER - Death By Fire (2013)

      Usuń
  3. Litości.Gratuluję smaku i muzycznego ucha.

    OdpowiedzUsuń