piątek, 8 lipca 2011

DEF LEPPARD - Retro active (1993)

Czy po wydaniu genialnych krążków, które były i do dziś sławione są przez dużą liczbę fanów, można upaść nisko i z każdym albumem spadać? Cóż Def Leppard udowodnił, że można. „Retro Active” wydany w 1993 roku, to raczej zbieranina różnych kawałków a to z singli a to z odrzutów z sesji. Choć poziom nie ten, to i tak ten album jako tako trzyma poziom. Steve Clark ten który napędzał ten zespół już wraz z tym albumem odchodzi i to przedłożyło się na dalsze zespołu, który stracił wenę, ducha grania i właściwie cały czas spadał na same dno. To, że mamy kawałki z innych sesji to nawet jest to słyszalne, są różne wariacje, różne pomysły i koncepcje. Słychać też Viviana Campbella. Okładka też dość ciekawa , z daleka to wygląda jak czaszka. Oryginał namalował
Charles Gilbert i obraz się zwie „All is Vanity”. Materiał nie jest równy, słychać sporo wolniejszych kawałków, które niczym specjalnym się nie wyróżniają. Całość w ogóle brzmi jak kolejny album.

Poziomu wcześniejszych albumów nie ma, choć niektóre utwory tak jak otwieracz „Desert Song” wprawiają w zachwyt. Może nie ma zniszczenie jak na Pyromania, ale jest hard rockowy feeling, jest bujający riff, jest sporo melodyjnych partii gitarowych. Kawałek zapowiada w sumie dobry album, którego nie będą musieli się wstydzić. Warto podkreślić, że ten utwór pochodzi z sesji nagraniowej do albumu „Hysteria” i choć jest to bardzo dobry kawałek, to nie wiem czy by tak idealnie pasował by do tamtego albumu. "Fractured Love" też pochodzi z tej samej sesji nagraniowej i to słychać. Brzmi to bardzo dobrze, jest hard rock do jakiego nas przyzwyczaili. Typowe tempo, brzmienie, partie gitarowe i te proste, chwytające refreny. Stary dobry Def Leppard. Zastrzeżenia mam co do początku tego utworu, gdyż jest jakiś taki smętny. Dla mnie jest to kolejny bardzo dobry kawałek na tym albumie. Takim bardzo energicznym kawałkiem na albumie jest „Action” i tu was zaskoczę. To jest cover zespołu Sweet. I trzeba powiedzieć, że brzmi to jak autorski kawałek. Utwór pochodzi z singla „Make love like a Man”. Kawałek został odegrany w szybkim tempie z dużą dawką melodyjności. Brzmi to oczywiście lepiej niż oryginał. Blado wypada taki akustyczny „Two Steps Behind”. Ten utwór pierwotnie też znalazł się na tym samym singlu co poprzednik. Ta kom pozycja brzmi nieciekawie, jest jakaś bez charakteru. Nie ma jakiegoś wpadającego refrenu no i ta biedna warstwa instrumentalna. "She's Too Tough" ten utwór z kolei pochodzi z singla „Heaven Is”. Nie jest to jakiś wyróżniający się utwór, ale gniotem też go nie nazwę. Fajnie si ego słucha za sprawą partii wokalnych i całkiem udanych partii gitarowych. "Miss You in a Heartbeat" i tego kawałka mamy na krążku, aż 3 wersje. Co by nie powiedzieć, to trzeba podkreślić, że jest taka sobie ballada, która pochodzi z singla „Make Love like a Man”. Jest spokojny klimat, jest ciekawy i chwytliwy refren, ale to już nie ta klasa co „Love Bites”. Najbardziej mieszane uczucia mam przy takim „Only After Dark”. Pochodzący z singla „lets Get Rocked” kawałek jest niczym specjalnym, ba jest irytujący, a to za sprawą wiejskiego wydźwięku i śmiesznego refrenu. "Ride into the Sun" pochodzi z kolei z singla „Hysteria” i jest to o niebo lepszy utwór od poprzednich kawałków. Jest jakiś żwawszy riff i jest duch tamtego albumu, a więc słucha się tego bez większych oporów. Kolejną balladą jest „From The Inside”, która pochodzi z singla "Have You Ever Needed Someone So Bad". Szału nie ma ale jest już lepiej. Warstwa instrumentalna jest genialna, tylko refren nieco kuśtyka. No i dotarliśmy do najlepszego kawałka z tego krążka, a mianowicie "Ring of Fire". Pierwotnie pojawił się na singlu „Armegeddon it” i gdy słucham sobie tego kawałka za każdym razem to na myśl przychodzi mi jedna rzecz. Ten kawałek został po prostu poświęcony na singiel, bo jego przeznaczenie to uzupełniać świetne kompozycje z Histerii. Kawałek dynamiczny i bardzo energiczny, takie przeciwieństwo wcześniejszych utworów.
"I Wanna Be Your Hero" też brzmi dobrze i prezentuje pewien poziom. Nic dziwnego skoro pochodzi z singla promującego album „Hysteria”. Kawałek bardzo fajnie buja i prezentuje to co w owym czasie grał Def leppard czyli taki Hard Rock polany popem. Co mnie kręci w tym utworze to refren. "Miss You in a Heartbeat" tym razem jest to wersja z dodatkiem gitar. I tak zbyt wiele to nie zmienia bo kawałek w sam sobie nie zachwyca w takim stopniu jakim powinien. Jednak i tak lepiej to brzmi niż ta akustyczna wersja. Również druga wersja "Two Steps Behind" lepiej się prezentuje, aczkolwiek dalekie to od szału. Tylko dobra ballada, bo ma fajne tempo i nawet łatwo wpadający refren. Trzecia wersja "Miss You in a Heartbeat" już lekko wkurza, a tym razem mamy pianino.

Patrząc w przyszłość i na kolejne albumy Def leppard to ten krążek jeszcze jako tako brzmi, choć trzeba wziąć na poprawkę, że nie można uznać to za pełno metrażowy album, a raczej za zbiór utworów z singli z okresu 2 wcześniejszych albumów. Jest to raczej kierowane dla fanów zespołu, bo dla kogóż innego? Co ktoś nie znający muzyki tego zespołu, pochłonie ten średni materiał?
Najlepiej tutaj wypadają utwory z ery „Hysterii”, a całościowo tez nie brzmi to najgorzej. Nota: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz