poniedziałek, 30 kwietnia 2012

SWORD - Metalized (1986)


Jednym z tych zespołów które miał ogromny potencjał do bycia legendą kanadyjskiego heavy metalu na miarę ANVIL czy też nawet większego formatu był bez wątpienia SWORD. Warto jednak poprzedzić ową recenzję krótką genezą związaną z zespołem jak i debiutanckim albumem „Metalized”. Wszystko zaczęło się w roku 1980 kiedy to dwóch miłośników europejskiego grania, z naciskiem na scenę brytyjską i NWOBHM czyli wokalista Rick Hughes i gitarzysta Mike Plant powołali kapelę, która początkowo funkcjonowała pod nazwą SAINTS & SINNERS gdzie zajmowano się graniem coverów KISS. Po nagraniu w 1986 roku dema szybko wzrosło zainteresowanie nimi i tak szybko podpisali kontrakt płytowy z GWR RECORDS, pod której skrzydłem wydano debiutancki album „Metalized”. Sam album wzbudził nie małe zamieszanie i kontrowersje, gdyż pierwszy raz ktoś tak przeciwstawia się zasadom grania amerykańskiego heavy metalu i pierwszy raz tak wyraźnie amerykańska kapela stawia na styl europejski, z naciskiem na brytyjską scenę heavy metalową. To też ograniczono ich rodzime patenty do minimum, zwiększając tym samym zastosowanie elementów charakterystycznych dal takich formacji jak choćby JUDAS PRIEST, BLACK SABBATH, SAXON czy też GRIM REAPER. Słychać tez coś z ANVIL, czy też ARMORED SAINT. To co jest charakterystyczne w muzyce SWORD na tym albumie to niespożyta ilość energii, masa ostrych, zadziornych riffów nawiązujących do BLACK SABBATH i JUDAS PRIEST. Ten styl opiera się także na znakomitym wokalu Ricka Hughesa przypominającego złudnie Tony Martina z BLACK SABBATH, a także na surowych, prostych i przemyślanych aranżacjach, gdzie bez warunkowym elementem tej układanki był polot i typowe zacięcie w typowym stylu lat 80, no i oczywiście do NWOBHM. Do tego wszystkiego znaczącą rolę na tym wydawnictwie odegrało samo brzmienie, takie wręcz typowe dla większości płyt metalowych lat 80, gdzie dało się wyczuć to nastawienie na płyty winylowe.

Ciężko się piszę o zawartości takich albumów jak ten. Killer goni killer, perfekcja charakteryzuje niemal każdy utwór, a wysoki poziom każdej kompozycji sprawia, że ciężko wytknąć błędy na tym albumie. Właściwie od samego początku do końca dostajemy porządny heavy metal w stylu europejskim. Zaczyna się od mocnego wejścia czyli od „ F.T.W” który imponuje przede wszystkim marszowym motywem i niezwykłą melodyjnością. Już sama pomysłowość która przejawia się głównym motywie, a także całej konstrukcji imponuje i zasługuje na słowa uznania, podobnie jak precyzja wykonania. Mroczny klimat i takie odesłanie do albumu „Heaven And Hell” BLACK SABBATH można wyczuć w dynamicznym i zwartym „Children Of Heaven”. „Stonned Again” to kawałek o ciekawej linii sekcji rytmicznej, natomiast „Dare To Spit” to eksplozja technicznego grania, jak i prezentacja ciężaru w wykonaniu SWORD. Amerykanom nie jest obca też formuła speed/power metalowy i jak dla mnie przebojowy „Outta Control” to najlepsza kompozycja z tego wydawnictwa. Rozpędzony, melodyjny riff w wykonaniu Mike'a Planta świetnie współgrają z ostrym, zadziornym wokalem Ricka, który popisuje się tutaj swoimi umiejętnościami. Podobną opinię mam o melodyjnym „Runaway” który również utrzymany jest w podobnym stylu co wyżej opisany utwór. „The End Of The Night” to z kolei najbardziej zróżnicowana kompozycja na albumie i całkiem sporo się dzieje w ciągu 3 minut. „Where To Hide” to miks takiego JUDAS PRIEST i MANOWAR i jest to 100 % czystego heavy metalu. Nieco więcej ciężaru, toporności można wyczuć w „Stuck In Rock”, zaś „Evil Spell” to najmroczniejszy kawałek na płycie i mamy tutaj stonowane, ponure tempo, mroczny riff i jest to kolejna perełka która przypomina nieco wczesny METAL CHURCH.

Jakość heavy metalu jaki serwuje SWORD na swoim debiutanckim albumie jest imponująca. Zachwyca zarówno sfera techniczna, jak i kompozytorska. Właściwie lista pochwał jest niekończąca się i trudno tutaj wszystko opisać w kilku słowach, to trzeba posłuchać. Prawdziwa uczta dla fanów heavy metalu lat 80 i nie tylko. Jeden z najbardziej imponujących zespołów lat 80, w którym drzemał niezwykły potencjał.

Ocena: 9/10

4 komentarze:

  1. Świetna płyta, nie znałem jej wcześniej ;)Dobrze, że wykopujesz takie perełki, naprawdę szacun. Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  2. No jest mi niezmiernie miło:D Cieszy sam fakt, że ktoś czyta i owe opisy zachęcają do zapoznania się z danym albumem, dają to na pewno siłę i motywację na kolejne recenzje:d Tak lubię grzebać w starociach, bo jest tam sporo wartościowej muzyki, zbiegam czasu ograniczę chyba nowości i poświęcę się starociom:D Możesz być spokojny że w przyszłości się pojawi więcej podobnych albumów:D Pozdrawiam i miłego słuchania:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawał naprawdę dobrego Heavy Metalu nie mogę się od niej uwolnić... tak mi graj.

    OdpowiedzUsuń
  4. Płyta bez słabych punktów, z vinyla (który udało mi się wreszcie zdobyć) brzmi to bajecznie!

    OdpowiedzUsuń