sobota, 26 października 2013

ONSLAUGHT - VI (2013)

Zaczynali jako bardziej punkowy zespół, obecnie śmiało można zaliczyć ich do klasyki thrash metalu i to nie tylko w kategorii Wielka Brytania. Onslaught mimo swoich lat, mimo że działa od 1982 z przerwą w latach 90 to wciąż się trzyma i wciąż nagrywa albumy. Najlepszym tego dowodem jest „VI” który światło dzienne ujrzał 20 września tego roku.

Tytuł oczywiście znaczy, że to już szósty album tej grupy i dla wielu zapewne skończyła się na „in search Of Sanity”, jednak nowy krążek pokazuje, że kapela jest w wysokiej formie i wciąż potrafi zaskoczyć znakomitym albumem thrash metalowym. Choć z starego składu jest tylko Keeler i Rockett to jednak przesądzają o tym charakterystycznym wydźwięku Onslaught. Mocny, wyrazisty i agresywny wokal Sy'a nasuwa frontmanów takich kapel jak Slayer, Artillery czy w końcu Destruction. Szybki i dynamiczny „Chaos is King”, który nasuwa niemiecki thrash metal reprezentowany przez Sodom, Kreator i Destruction najlepiej potwierdza znakomitą formę wokalną Sy'a. Szósty album w karierze Onslaught to coś więcej niż tylko agresywność wokalisty, to przede wszystkim znakomite popisy gitarowe Rocketta i Davisa, który zachwyci nie jednego wybrednego fana thrash metalu. Z jednej strony jest tutaj duch klasyki z lat 80/90, a z drugiej mamy soczyste, nowoczesne brzmienie i nacisk na techniczne granie, w którym nie brakuje wybornych melodii. Taka mieszanka się tutaj sprawdza, a kto lubi Exodus, Slayer, Destruction i klasyki Onslaught nie powinien się czuć zawiedziony. To wydawnictwo ma wszystko co powinno mieć thrash metalowy album z górnej półki. Klimatyczne i wciągające intro, miłą dla oka okładkę, agresywny i urozmaicony materiał i „VI” te kryteria spełnia. „Fuel My Fire” to prawdziwa petarda, w której znakomicie połączono, melodyjność z agresją i nieco punkowym pazurem. Rozbudowane i mniej przewidywalne kawałki w których jest nutka progresywności to cechy „Children Of the Sand”. Z kolei „Slaughterize” to specjalista od rozwałki. Bardziej heavy metalowy „66 Fuckin 6” też się znakomicie odnajduje na płycie. Znakomita praca gitar tutaj pojawia się na każdym kroku i w takim „Dead Man Walking” daje się najbardziej we znaki.

Ktoś powie to wszystko już było i że Onslaught niczego nie wnosi do gatunku, ani też nie nagrał arcydzieła godnego „In search Of Sanity” to jednak brakuje ostatnio takich thrash metalowych albumów, które niszczą agresją, szczerością, a nie komercją. Więcej takich albumów proszę.

Ocena: 8.5/10

3 komentarze:

  1. Kolejny bardzo dobry album thrash metalowy tego roku, teraz cekom na Artillery
    66 FUCKIN 6!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż nie jestem zagorzałym fanem Onslaught to album rzeczywiście bardzo dobry. W szeroko rozumianej muzyce rockowej niewiele nowego się już wymyśli ale nie o to chodzi, ma być moc i to się liczy. Pojutrze wybieram się na ich koncert w Progresji, zobaczymy jak wypadają na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja albumu. Oczywiście cały blog robi mega wrażenie. Wielki szacunek dla autora.

    OdpowiedzUsuń