Basista Mat Sinner to
zapracowany człowiek, który udziela się w Primal Fear,
Voodoo Circle, czy też we własnym zespole od którego
zaczynał swoją prawdziwą przygodę z muzyką czyli Sinner. Od
samego początku był ten band kreowany na hard rockowy z elementami
heavy metalu zespół, który chce zarażać szaleństwem,
dobrymi melodiami i zapadającymi w ucho przebojami. Zbiegiem czasu
kapela nabierała bardziej heavy metalowego oblicza i stał się w
pewnym momencie bliźniaczo podobny do Primal Fear. Jednym taki obrót
sprawy odpowiadał a innym nie. Potem Sinenr powrócił do hard
rockowego grania, szkoda tylko że to już nie było to samo co w
latach 80. Od ostatniego wydawnictwa minęły dwa lata, więc czas
coś wydać. Postanowiono wydać „Touch Of Sin 2”, który
jest albumem z nowo nagranymi utworami z działalności Sinner.
Sam tytuł potrafi
wzbudzić grozę, bo po co sięgnąć poznany tytuł? Jeśli chodziło
o przyciągnięcie uwagi to z pewnością się to udało. Innym
dziwnym zabiegiem jest tutaj postawienie na nowo zagrane stare
kawałki, zamiast postawienie na stricte nowy materiał. Tutaj są
właściwie tylko 3 nowe utwory. Hard rockowy „Don't Believe
A word”, który nasuwa wczesny Sinner, ale brakuje
tutaj czegoś co by czyniło ten utwór zapadający w pamięci.
Już lepiej wypada heavy metalowy „Blood on The Sand” czy
energiczny „Heart
Of The City”,
które spokojnie mogłyby zdobić płytę Primal Fear. Jest moc
i pazur, czyli to czego dawno nie było na płytach Sinner. Pozostała
część to na nowo odświeżone stare kawałki Sinner z początkowego
okresu kapeli. Spora część utworów pochodzi z albumu „Touch
Of Sin”. „Born To Rock”
stracił swoją naturalność i ten niemiecki charakter. „Comin
Out Fighting”
zyskał na mocy i brzmi jak kawałek Primal Fear. „Bad
girl”
w starej wersji też był jakby atrakcyjniejszy, ale tutaj też brzmi
całkiem w porządku. Nie ma co się zagłębiać w same utwory bo są
one dobrze znane fanom. Kto wie może dzięki tej płycie pozyskają
nowych fanów? Całkiem możliwe bo płyta jest dobra, ale to
wynika z tego że mamy tutaj materiał złożony z starych hitów
zespołu. Dobra forma muzyków, trzech gitarzystów i
goście, którzy ubarwili album. Obecność Toma Naumanna czy
Davida Readmanna są tutaj jak najbardziej na plus.
Wszystko
pięknie, tylko czy nie lepiej było nagrać nowy album, z nowym
materiałem, zamiast babrać się w przeszłości? Fajna
niespodzianka dla fanów Sinner, dla tych co lubią stare
kawałki, a także dla tych co nie znają za dobrze kapeli. No, ale
dość tego wspominana, ja chce coś nowego i najlepiej utrzymanego
na równie dobrym poziomie. Ostateczny werdykt? Dobre, ale
stare kawałki lepiej się prezentują i nie potrzebują odświeżania.
Ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz