sobota, 12 kwietnia 2014

LAST BASTION - The Road of Redemption (2014)

Pamiętacie te czasy, kiedy rodziły się wielkie kapele power metalowe? Okres połowy lat 90 to był ważny moment dla power metalu, w końcu wtedy zrodziło się wiele kapel, które przyniosły rozkwit temu gatunkowi. To był piękny czas, zwłaszcza że już przy pierwszych płytach można było łatwo rozszyfrować potencjał dany zespół. Wiele z nich faktycznie stało się gwiazdami power metalu. Dzisiaj już ciężko o takie kapele. W tym roku póki co mogę wymienić Lord Symphony i Last bastion. Perełki w swoim gatunku i nadzieja, że tradycyjny power metal nie umarł i że można jeszcze nagrać płytę w takim stylu. Debiut Last Bastion zatytułowany „The road To Redemption” to znakomity przykład że wciąż mogą rodzić się kapelę, który będą podtrzymywać płomień tradycyjnego power metalu, który nigdy nie zgaśnie.


Last Bastion to amerykańska formacja założona w 2012, tak więc mamy do czynienia z młodą i niedoświadczoną kapelą. Na dodatek Last Bastion nie stawia na tradycję i porzuca klasyczny amerykański power metal. Ich kręci stary poczciwy europejski power metal. Słychać, że są fanami klasycznych albumów Gamma Ray, Sabaton, Edguy, Avantasia, Rhapsody, Helloween. Można nawet usłyszeć coś z Manowar, coś z Timeless Miracle. Mając takich idoli można stworzyć płytę godną ich wielkości, godną czasów kiedy nagrali najlepsze dzieła. Amerykanom wyjątkowo łatwo to przyszło. Nie dali po sobie poznać, że to ich pierwszy album i na dodatek wykazali się dojrzałością i pomysłowością. Choć słyszę tutaj te wszystkie zespoły, to jednak żaden nie zdominował Last Bastion, przez co pozostali sobą, pozostali autentyczni. Ciężko dzisiaj wybić się ponadprzeciętność i wyróżnić się swoim stylem, ale ta sztuka wyszła Last Bastion. Nawiązują do tradycyjnego europejskiego power metalu, jednak starają się w to wszystko wmieszać epickość, rycerski charakter, a melodyjne klawisze sprawiają że Last Bastion jest jedyny w swoim rodzaju. Klawisze nie są słodkie czy też przesadzone, nadają tylko odpowiedniego podniosłego, rycerskiego klimatu. Nie przebijają swoją siłą partii gitarowych, co też uważam za dobre rozwiązanie. Sam ich wydźwięk dość znajomy, ale ciężko przytoczyć przykład z czego tutaj zespół czerpał. Można by ich nazwać bardziej epicki i mniej słodki Timeless Miracle. Nie dajcie się zwieść okładce, która podpowiada nam, że to będzie epicki heavy metal, bowiem to jest power metalowa pozycja. Choć nie brakuje w muzyce amerykanów heavy metalu i epickości. Najbardziej to odzwierciedla „Angel's Tyranny”. Chwytliwy refren to znak rozpoznawczy zespołu i w tym utworze to słychać bardzo wyraźnie. Co jest też ciekawe w przypadku Last Bastion to, że zespół nie idzie na łatwiznę i stawia na rozbudowane kompozycje, które przekraczają 6 minut trwania. Takich kompozycji jest aż 6 i co ciekawe żadna nie nudzi, wręcz chciałoby się żeby trwały nawet i po 10 minut. Zespół tak urozmaica utwory przepięknymi solówkami, przejściami że nie sposób się nudzić. Tutaj zespół też przypomina mi Timeless Miracle. Matt Lehr i Joe Lovatt to bez wątpienia dali popis jak grać power metal i ich partie gitarowe powinny być wzorem dla innych. Jest energia, finezja, jest element zaskoczenia, jest magia, jest epickość. Przede wszystkim jest zapał, zaangażowanie i granie z przyjemności i z miłości do power metalu. Niby to wszystko było, ale nikt dawno tak tego nie podał, w takiej znakomitej formie. Pokuszę się, że to najlepsze partie gitarowe i solówki jakie słyszałem w ciągu ostatnich lat. Tego nie da się opisać. Album zaczyna się od prawdziwego hitu bo inaczej nie da się opisać chwytliwego „I know when im Home”. Refren, który zaczyna utwór brzmi znajomo, ale czy to ważne? Liczy się to, że chwyta i wróży znakomity album. Stęskniłem się za takim power metalem, zwłaszcza że wszyscy ostatnio starają się pójść w cięższe rejony power metalu. Klimat Blind Guardian pojawia się w „Ancient Lands”. Gitary tutaj po prostu urzekają swoim pięknem i często można odnieść wrażenie Yngwie Malmsteen miał spory wpływ na gitarzystów. Posłuchajcie jak pięknie brzmią ich partie i ile w tym techniki i pomysłowości. Jest coś z neoklasycznego power metalu. Rycerski wydźwięk, wejście w stylu Running Wild, epicki klimat to z kolei atuty „Plataea”. Klawisze tutaj brzmią jak soundtrack „Piratów z Karaibów”, zaś wokalista Joe stara się śpiewać bardziej piracko. Zresztą jest on bardzo elastyczny i do wszystko pasuje. „Northern kingdom” to nie przelewki, tylko rozpędzony power metal, który też ukazuje nieco rycerskiego klimatu. Dotarliśmy do epickiego „Road To Redemption” i tutaj mamy wszystko. Epicki heavy metal, podniosłe otwarcie, sporo ciekawych motywów i popisów gitarowych, ot co Last Bastion w pigułce. Kolejnym mocnym kawałkiem jest „The Way of kings pt 1” i jest to dla odmiany krótki i zwięzły utwór, który przede wszystkim zachwyca przebojowością. Główny motyw „Liberation” z kolei mógłby być wykorzystany w folk metalu. Co może się podobać, to mocny riff i takie granie w stylu Evertale. Skoro mowa o Evertale to również zamykający „Forevermore” ma coś z tego zespołu. Słychać tutaj również wyraźne wpływy Blind Guardian.


Są wśród nas na pewno osoby, które nie przepadają za nowoczesnym wydźwiękiem power metalu i wolą posłuchać czegoś na miarę klasyków takich tuz jak Helloween, Edguy, czy Rhapsody. Co ciekawe to nie żaden z znanych zespołów power metalowych nagrał płytę nawiązującą do tradycji europejskiego power metalu, to właśnie mało komu znany Last Bastion, który pochodzi z Stanów Zjednoczonych. Co za ironia, czyż nie. Płyta perfekcyjna i nie znalazłem wad. Nawet okładka i soczyste brzmienie tutaj znakomicie pasują. Tęskniłem za takim power metalem i proszę dostałem to czego chciałem. Last Bastion i Lord Symphony to najwięksi zwycięzcy tego roku i liczę na nich w przyszłości. Takich emocji ostatnio mi dostarczył oczywiście Gamma Ray, ale żeby tak się dalej cofnąć, to powiem że najlepsze co słyszałem od czasu Evertale. Równie udany debiut. Polecam

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. LB dla mnie bardziej melodic power metal dlatego punkcik niżej od agresywniejszego power metalu LS. ;)

    OdpowiedzUsuń