piątek, 11 kwietnia 2014

AXXIS - Kingdom Of The Night II - White Edition (2014)

Każdy w tym roku stara się nawiązać do swoich najlepszych płyt, powrócić do korzeni. Wystarczy spojrzeć na Iron Savior, Freedom call czy w końcu Axxis. Ten ostatni jeszcze bardziej kontrowersyjnie podkreśliło swoje nawiązanie do korzeni. Niemiecki band postanowili swój nowy album zatytułować „Kingdom Of the Night 2” a wszystko na potrzeby 25 letniej rocznicy nagrania debiutu. Zespół postanowił znów powrócić do bardziej hard rockowego grania i bardziej melodyjnego metalu aniżeli power metalu. Właściwie na tym nie koniec niespodzianek ze strony Axxis. Mamy bowiem dwie wersje nowego albumu i każda z nich to inne kompozycje. Zacznijmy od tej łagodniejszej wersji określanej mianem „Białej edycji”.

Ta płyta zawiera łagodniejsze kompozycje, bardziej stonowane, bardziej rockowe i więcej ballad. Już otwierający „Hall Of Flame” znakomicie potwierdza fakt, że na tym wydaniu poznamy łagodniejszą stronę Axxis. „Heaven in Paradise” to lekki utwór, który uświadamia nas, że zespół faktycznie powrócił do swoich korzeni i słychać ten znany nam z debiutu miks melodyjnego metalu i hard rocka. To, że poziom już nie ten sam to już nieco inna bajka. Axxis z roku 1989 cechował się nie zwykłą przebojowością i pomysłowością i tutaj tego mi brakuje. Jasne są takie perełki jak „Living in a Dream”, które brzmią jak zagubione kawałki z sesji nagraniowej debiutu, ale nie ma ich zbyt wiele. Zaliczyć do nich trzeba też bez wątpienia taki nieco folkowy „Dance Into The Life”. Gitarzysta Marco może nie jest najlepszym gitarzystą Axxis, ale daje sobie radę i wie jak uchwycić hard rockowe feeling i smak wolności. Jednak brakuje takiej siły przebicia jak na debiucie, pomysłowości i przebojowości. Takie smętne kawałki jak „21 Crosses” czy „My eyes” mogłyby spokojnie się nie znaleźć na płycie. Niczego nie wnoszą i psują ostateczny efekt. Dirk jako nowy perkusista wypada przekonująco, ale nie odgrywa on tutaj kluczowej roli. Jak zwykle wszystko kręci się wokół wokalu Bernharda, który jest jedyną osobą z klasycznego składu. Jest on znakiem rozpoznawczym Axxis i właściwie jego wokal przez te lata się nie pogorszył. Wciąż wzbudza te same emocje. Z tej edycji godne wyróżnienia są jeszcze dwa kawałki, a mianowicie „Temple Of Rock” i „Take me far Away”. Reszta nie jest już tak emocjonująca.

Kilka dobrych melodii to wszystko co pozostaje w głowie. Płyta nie zapada w pamięci w żaden sposób i nie wzbudza takich emocji jak debiut czy jak „Paradise in Flames”. Zespół chciał powrócić do korzeni i to im się udało. Choć sam poziom muzyki nie jest zadowalający, powiedziałbym nawet że jest rozczarowujący. Zawsze można sięgnąć po drugą edycję, zwaną „Czarną Edycją”, która wypada nieco korzystniej.

Ocena: 4.5/10

2 komentarze:

  1. "Doom Of Destiny" to nie jest, ale fajnie wchodzi. Muzyka zupełnie niezobowiązująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. płyta nie równa. Jest lekka, wchodzi kilka kawałków, ale raz jest dobrze raz słabo, lepiej wypada czarna edycja. Gdyby tak połączyć te dwie edycje to by wyszedł znakomity album:D I tak te albumy w sumie są ciekawsze niż ostatnie albumy tej formacji :P

      Usuń