piątek, 30 stycznia 2015

STARBLIND - Darkest Horror (2014)

Jest pod wielkim wrażeniem rozwoju szwedzkiej sceny. W ostatnim czasie jest to jeden z głównych dostawców heavy metalowej muzyki. Tam rodzi się wiele ciekawych kapel, który zdobywają rozgłos na całym świecie i pokazuje jaką potęgą jest Szwecja jeśli chodzi o heavy metal. Zwłaszcza młode pokolenie daje niezłego czadu i pokazuje, że wciąż jeszcze wiele można zrobić w heavy metalowej muzyce. To właśnie taki Enforcer, Rocka Rollas, czy ostatnio Air Raid szybko zdobyły swoich fanów i wpisały się błyskawiczne do kapel reprezentujących NWOTHM. Nowa fala kapel grających heavy/speed metal mocno zakorzeniony w latach 80 jest silna i każdego roku pojawia się naprawdę wiele wartościowych kapel. Jednym z takich młodych zespołów, który mnie mocno zaskoczyły okazał się szwedzki Starblind. Kapela działa od 2013 r, zaliczyła już występ w Polsce i ma na swoim koncie póki co debiutancki album „Darkest Horror”. Obecnie pracuje nad nowym wydawnictwem i jeśli będzie w połowie tak udany jak wspomniany debiut, to szykuje się nam prawdziwa uczta. „Darkest Horror” to płyta, którą tak naprawdę nie są się opisać w kilku zdaniach, dlatego przejdźmy do głębszej analizy.

Zespół nie kryje swoich inspiracji, zwłaszcza zamiłowanie wczesną twórczością Iron Maiden. Wystarczy posłuchać sekcję rytmiczną, która jest bliźniaczo podobna do tej z pierwszych trzech płyt żelaznej dziewic. Do tego wokalista Mike Stark ma coś z dawnej maniery Paula Di Anno czy też Knoblicha z Scanner. Styl grupy przejawia się w szybkim tempie, na ostrych, prostych, ale bardzo chwytliwych riffach, które mają nas zabrać w rejony NWOBHM, heavy/speed metalu. Zespół stawia na szczerość, na pomysłowość i klimat rodem z lat 80. Dzięki czemu dostaliśmy bardzo klasyczny materiał, który robi takie wrażenie jak debiut Iron Maiden. Może i przesadzam, ale Starblind też nie kryje swojego potencjału, a melodie i przebojowość jest godna żelaznej dziewicy. Piękna klimatyczna okładka, która ma wzbudzać strach i nie pewność, też wygląda jakby powstała w latach 80, a nieco przybrudzone brzmienie tylko potwierdza, że jest to hołd dla tamtej ery heavy metalu. Energiczny otwieracz, to coś co charakteryzowało dawne płyty Iron Maiden i Starblind poszedł tym śladem. „ Ascendancy” porywa szybkim tempem i niezwykłą melodyjnością. Przypominają się dawne czasy, kiedy odpalają się „Iron Maiden”, a tam na starcie killer w postai „Prowler”. Tutaj jest podobnie i nawet poziom jest nie wiele gorszy. Mamy niezwykły hit, który daje jasno do zrozumienia, że zespół idzie na całość i nie będzie się rozdrabniał. Kawał dobrej roboty odwalają Rosenblad i Jonasson, którzy są odpowiedzialni za partie gitarowe. Jest energia, są ciekawe i niezwykle melodyjne przejścia, a wszystko zagrane z luzem i pomysłem. Dawno nie słyszałem tak udanych partii gitarowych będących hołdem dla starego Iron Maiden. „Blood In The Night” ma już mocniejszy, bardziej agresywniejszy riff i tutaj jest już więcej heavy/speed metalu aniżeli NWOBHM. Pamiętacie urozmaicony kawałki „Remember Tommorow” czy „Children of The Damned”? W takim stylu utrzymany jest „Crystal Tears”. Zaczyna się spokojnie, wręcz balladowo, ale potem nabiera szybkości i zaczyna się wtedy prawdziwa galopada w klimacie dawnego Iron Maiden. Piękna kompozycja, która ukazuje w pełni potencjał szwedów i to, że wciąż można tworzyć udane kompozycje wzorowane na twórczości Iron Maiden. Starblind to nie tylko spec od hitów pokroju „Darkest Horror”, ale też od bardziej złożonych kompozycji przekraczających 6 minut muzyki. Dobrym przykładem tego jest „The Reckoning”, który pokazuje bardziej epickie oblicze zespołu. W tekstach znajdziemy spore wpływy H.p Lovecrafta co potwierdza choćby zadziorny „At The Mountain of Madness”. Tutaj zespół udaje się w rejony Judas Priest i w sumie „I Stand Alone” przypomina „Hellion/ Eletric Eye” zwłaszcza w początkowej fazie. Potem kawałek nabiera formuły żelaznej dziewicy. Gdybym miał wskazać największy przebój z tej płyty to wybrałbym właśnie przebojowy „I stand Alone”. Numer 9 na płycie to rozbudowany kolos „Temple of Set”. Zaczyna się majestatycznie, spokojnie i klimatycznie. Słychać, że zespół tutaj też poszedł w rejony starego Iron Maiden. Stonowane tempo, sporo ciekawych motywów, nieco mroczniejszy klimat i czuje się jakbym słuchał „Piece of Mind”.



Szwecja rośnie w siłę. Młode kapele pokroju Enforcer, Rocka Rollas czy właśnie Starblind pokazują, że mają masę ciekawych pomysłów i chcą podbić świat. To dzięki takim zespołem heavy/speed metal lat 80 wciąż jest na nowo odkrywane i wciąż cieszy się sporym wzięciem. Starblind nagrał płytę przemyślaną, energiczną, pełną przebojów i oddającą klimat starych płyt Iron Maiden. Jest to jeden z najlepszych hołdów dla żelaznej dziewicy i NWOBHM jaki słyszałem w ciągu ostatnich lat. Gorąco Polecam.

Ocena: 9/10

P.s Podziękowania dla Zackariasa za przesłanie materiału

1 komentarz: