Marzenia się jednak
spełniają. Od dłuższego czasu marzyłem, żeby niemiecka kapela
Scanner powróciła i znów zaczęła tworzyć nowy
materiał. Jedna z najbardziej kultowych formacji lat 80, specjaliści
od heavy/power metalu w stylu Helloween, Heavens Gate czy Gamma Ray.
Wielu fanów do dziś wspomina kultowy debiut „Hypertrace”
czy Helloween „Terminal Earth”. W latach 90 też dobrze sobie
radzili, bowiem „Mental Reservation” czy „Ball of The Damned”
to wciąż heavy/power metal wysokich lotów. Potem mimo
swojego stylu, mimo zamiłowania do s-f i nagrywanie solidnych
albumów zespół popadł w kryzys. Jego punktem
kulminacyjnym był album „Scantropolis”, w którym pojawiła
się wokalistka Lisa Croft. Zespół zatracił wówczas
swój charakter i tożsamość sprzedając się komercji.
Jednak mimo kiepskiego „Scantropolis” Scanner pozostał zespołem
o wielkim potencjale, który ma na swoim koncie znakomite
kompozycje i albumy, które uznaje się za klasyki w swoim
gatunku. Tak więc była nadzieja, że może kiedyś dojdzie do
reaktywacji zespołu i powrócenie do korzeni. Mógł
tego dokonać tylko lider tej grupy, a mianowicie Axel Julius. Tak
też się stało. Zebrano nowy skład i rozpoczęto prace nad nowym
albumem „The Judgment”, który premierę miał 23 stycznia
tego roku. Fani starego Scanner pewnie zapiszą sobie w kalendarzu tą
datę jako dzień wielkiego powrotu Scanner.
13 lat trzeba było
czekać na nowy materiał i miło że zespół porzucił
eksperymentowanie z „Scantropolis”, że wrócił do
męskiego głosu, no i że wrócił do korzeni. Tak, słuchając
„The Jugment” nie brakuje skojarzeń z świetnym debiutem
„Hypertrace” i spora w tym zasługa nie tylko Axela, ale również
wokalisty Efthimiosa. Śpiewa on na swój specyficzny sposób,
nie bojąc się wysokich rejestrów, lecz pasuje on do tego co
gra Scanner. Co ciekawe jego styl i maniera przypomina Knoblicha.
Kolejną rzeczą jest, że podobnie jak debiut mamy tutaj heavy/power
metal dość agresywny, drapieżny, bez słodkich melodii i bez
kompromisów. Nawet brzmienie jest nieco przybrudzone i
szorstkie tak jak miało to miejsce na debiucie. Cieszy to
niezmiernie. Zresztą już promujący album „The Race”
pokazał, że mamy powrót do korzeni i do „Hypertrace”. W
końcu riff w tym kawałku brzmi podobnie do „Warp 7”. Motoryka
speed/thrash metalowa tutaj znakomicie podkreśla zadziorność tego
kawałka. To jest prawdziwy przebój i jeden z największych
hitów Scanner. Świętna robota i już w dniu premiery tego
kawałka można było przeczuć, że szykuje się nam naprawdę
solidny album na miarę tych z lat 90 czy nawet 80. Nie sądziłem,
że Scanner stać na to, bo w końcu z oryginalnego składu został
tylko Axel. Jednak drugi gitarzysta Zaidler i zgrana sekcja rytmiczna
spisała się na medal, a dzięki nim można poczuć klimat starych
płyt. „Intro” buduje klimat i pokazuje, że koniec
z eksperymentami i wracamy do klasycznych płyt Scanner. Dalej mamy
już taki typowy, rasowy otwieracz jaki przystał na Scanner. „F.T.B”
to prawdziwa petarda, z energicznym, dynamicznym riffem w stylu Gamma
Ray czy Primal Fear. Godne uwagi są popisy gitarowe Axela i
Andreasa. Słychać, że dobrze się rozumieją i potrafią stworzyć
niezły pojedynek na solówki, gdzie towarzyszą nam emocje i
adrenalina. Nieco dłuższy „Nevermore” to
kompozycja która zabiera nas do debiutu i tego niezwykłego
klimatu s-f. Dzieje się tutaj całkiem sporo, ale i tak wciąż co
zostaje w pamięci to ten chwytliwy riff. Największym zaskoczeniem
okazał się bardziej brutalny „Warlord”, gdzie
gitary są ostrzejsze i mroczniejsze. Tutaj Scanner ociera się nawet
o thrash metal. Bliższe to „Ball of The Damned”, ale to wciąż
heavy/power metal na wysokim poziomie. Spokojniejszy jest „Eutopia”
i więcej w nim heavy metalowego charakteru niż power metalowego.
Wyróżnia się z pewnością rozbudowaną formą i topornym
riffem. W „The Judgment” znów wracamy do
energicznego, prostego power metalu w stylu debiutu. Słychać wpływy
Gamma Ray, ale uznaję to oczywiście za plus. Nie zabrakło tez
bardziej epickiego kawałka a jest nim „Battle of Poseidon”
. Ciekawa mieszanka szybkiego power metalu z podniosłym, epickim
heavy metalem. Tutaj dzieje się całkiem sporo i mamy liczne
przejścia, zmiany temp i sporą dawkę melodyjności. Niezbyt
trafionym kawałkiem jest nieco toporny „Know Better”
i jest to najsłabszy punkt tej płyty. Pomijając oczywiście nieco
sztuczną i kiczowatą okładkę, która nie oddaje w pełni
klimatu s-f. Do grona wielkich przebojów i koncertowych hitów
już można wpisać melodyjny „Pirates”, a całość
zamyka równie udany „The Legionary”.
Ciężko uwierzyć, że
Scanner powrócił i nagrał nowy album. Cieszy, że wrócili
do korzeni, że nagrali album heavy/power metalu w klimacie debiutu
czy „Ball of The Damned”. Mamy dobrze rozporządzony materiał,
kilka hitów, kilka petard, sporo udanych riffów i
solówek. Ogólnie nie ma się do czego przyczepić, bo
jest to album na wysokim poziomie i w stylu Scanner. Jednak czuje
niedosyt, a jest on spowodowany tym, że zabrakło mi większej
ilości hitów pokroju „The race”. Do tego do rzucę brak
odczucia klimatu s-f. Jednak tych kosmetycznych niedopracowań
Scanner może być dumny ze swojego nowego dzieła, a fani delektować
się kolejną porcją muzyki Scanner w najlepszym wydaniu. Witamy z
powrotem Scanner.
Ocena: 8/10
Scanner i Trial przesłuchane.Przyjemna muzyczka do machania piórami i gust autora recenzji nie rozjechał się tym razem z moim:).Przy okazji polecę amerykański Visigoth,chyba debiut,bardziej niż udany moim nieskromnym zdaniem.
OdpowiedzUsuń