niedziela, 25 stycznia 2015

TRIAL - Vessel (2015)

Kiedy w roku 2012 ukazał się debiutancki album szwedzkiej formacji Trial o tytule „The Primordial Temple” to jednak zespół nie porwał słuchaczy swoją muzyką. Problem tkwił nie tyle w stylu jaki zespół prezentuje co w samej jakości muzyki. O młodej szwedzkiej kapeli zapomniałem, a teraz oni się przypominają fanom mrocznego heavy metalu w stylu Portrait, In Solitude, czy Midnight Priest swoim nowym albumem za tytułowanym „Vessel”. To się nazywa odrodzenie niczym feniks, to się nazywa zaskoczenie z prawdziwego zaskoczenia. Nie sądziłem, że ta kapela będzie w stanie nagrać taki album, a przede wszystkim, że jest wstanie podrasować swój styl z niezbyt udanego debiutu. Sporo wad było, ale wszystko udało się wyeliminować, a efektem tego jest nowy krążek.

Można odnieść wrażenie, że Szwedzi pozostali wierni swoim priorytetom. Nie obrali innej drogi muzycznej. W dalszym ciągu jest to heavy metal osadzony w latach 80. Zespół miał na celu od samego początku granie mrocznego heavy metalu na wzór Mercyful Fate, In Solitude, czy Portrait. Za pierwszym razem polegli, gdyż wykonanie zostało położone, a same pomysły były po prostu nie trafione i nie do zaakceptowania. Muzycy też zaprezentowali się jako amatorzy. Nagle mijają 4 laty i wszystko się zmieniło. Linus to rasowy heavy metalowy wokalista, który mógłby śpiewać w Portait, czy Enforcer. Jego specjalnością są wysokie rejestry, które mogą przypominać manierę Kinga Diamonda. By odnieść w pełni sukces trzeba mieć znakomite podłoże instrumentalne. Co ciekawe nawet gitarzyści dostali jakby olśnienia. Ich praca układa się teraz wręcz idealnie. Jest agresja, są przejścia, bogate aranżacje i złożone solówki. To przedkłada się na to, że właściwie mamy same rozbudowane kompozycje. Jedynie otwieracz „Vessel” trwa 3 minuty. To kompozycja, która nieco odstaje od innych stylistycznie. Nie ma tutaj ostrego riffu, nie ma szybkiego tempa, właściwie ocieramy się od doom metalowy klimat, a także melodie rodem z jakiejś mrocznej ballady. Utwór buduje napięcie i wciąga nas w magiczny świat Trial. Ellstrom i Johansson dojrzeli jako gitarzyści i teraz wygrywają riffy wysokiej klasy. Ten z „To New Ends” to znakomity przykład tego. Szybki, energiczny oddający to co najlepsze w heavy metalu, nie tylko tym z lat 80. najlepsze jest tym albumie, że mamy 7 kompozycji dający ponad 50 minut. Ten licznik nabija choćby taki kolos jak „Ectasy Waltz”. To ciekawa mieszanka progresywnego rocka i heavy metalu w stylu Kinga Diamonda. Dzieje się tutaj sporo, ale najciekawsze są te przejścia i zmiany motywów. Nie sposób się tutaj nudzić. Marszowy, bardziej rycerski, bardziej epicki „Through Bewilderment” to perełka. Tak się gra heavy metal najwyższych lotów i niezła przemiana. Od słabych i nie doświadczonych grajków aż do mistrzów. W „A ruined World” mamy więcej energii, więcej agresji, ale wszystko utrzymane w podobnym klimacie. Wszystko dzięki temu jest bardzo spójne i dopracowane. „Where Man Becomes All” to kawałek, który wyróżnia się mocnym basem i niezwykłymi przejściami. Ukoronowaniem tego niezwykłego materiału jest trwający 13 minut kolos o tytule „Restless Blood”. To jest potęga i nie tylko mamy mocny riff, nie tylko sporą dawkę melodii, ale też klimat rodem z „Melissa” Mercyful Fate.

Szwedzi najwidoczniej zaprzedali swoje dusze diabłu. Amatorzy, którzy grali mało wyrazisty heavy metal bez jakiegokolwiek ikry i przekonania nagle stają się dojrzałymi muzykami. Pomysły są świeże i powalają błyskotliwością, a także znakomitym charakterem. Fani Portrait czy Mercyful Fate z pewnością docenią wysiłek całej ekipy. Ta płyta nie ma słabych punktów. Dopasowano bardziej przybrudzone brzmienie, a okładka utrzymana w takim nieco doom metalowym klimacie tylko dodaje smaku całości. Panie i panowie macie przed oczami jeden z najlepszych heavy metalowych albumów roku 2015, ba nawet ostatnich lat. Perełka w swoim gatunku. Jedno z większych zaskoczeń bieżącego roku.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz