Amerykański Axemaster
powraca do biznesu po 25 latach nie bytu. Kapela jest dla niektórych
kultowa ze względu na „Blessing in the Skies” z 1987r i „Death
Before Dishonor” z 1990 r. Grali prawdziwy amerykański heavy/power
metal i uznaję się ich za jeden z najlepszych zespołów
podziemnego metalu. Właściwie nic się nie zmieniło w tej kwestii
i „Overture to madness” to tylko potwierdza.
Nie będę owijał w
bawełnę i stwierdzę, że nowy album ma daleko do klasycznych
wydawnictw. Tutaj położono nacisk na brudne brzmienie, na mroczny,
wręcz doom metalowy klimat, na ciężar. Ze starego składu
właściwie został tylko gitarzysta Joe Sims i to dzięki niemu są
jeszcze jakieś nawiązania do starych płyt. Zwłaszcza brzmienie
czy nie które partie gitarowe przypominają poniekąd „Death
Before Dishonor”. Joe Sims wciąż potrafi grać na poziomie i
wygrywać klimatyczne, mroczne i agresywne partie gitarowe. Szkoda
tylko, że już nie mają takiej energii i nie chwytają tak jak na
tych starych płytach. To jest największa bolączka nowego
wydawnictwa. Sam klimat, mrok i ciężar to zdecydowanie za mało,
żeby w pełni zadowolić wygłodniałych fanów Axemaster.
Sekcja rytmiczna radzi sobie całkiem dobrze, choć nie znajdziemy
tutaj żadnych ciekawych popisów, czy czegoś co by nas
zaskoczyło w tej kwestii. Robią po prostu swoje Znacznie ciekawszym
nabytkiem Axemaster jest Geoff Macgrew, który swoim mrocznym i
ponurym wokalem idealnie pasuje do tego co zespół wygrywa.
Jednak nie ma w sobie takiej mocy co Terry Wilson. Brakuje mu takiej
odpowiedniej siły perswazji i porwania słuchacza. Sam materiał też
pozostawia sporo do życzenia. Już na samym wstępie „Sanitys
Requiem” nakreśla styl płyty i to czego można się
spodziewać po reszcie materiału. Nie mówię, że jest to
złe, ale nie rusza w żaden sposób. A najgorsze jest to, że
kolejne utwory brzmią podobnie. „Forsaken”
wyróżnia się spokojniejszym i bardziej melodyjnym motywem,
co pozwala zaprzyjaźnić się z utworem w dość szybki sposób.
Joe Sims wygrywa w końcu jakiś solidny riff, a cała konstrukcja
bardziej już do mnie przemawia. Jest ostrzej w takim „Crimson
Haze” czy „Sinister”, ale to za mało.
Całość zamyka w sumie najbardziej rozbudowany i najciekawszy
kawałek zatytułowany „Epic”. No nie jest to do
końca jest tak epicko jak wskazuje tytuł. Wszystko jest utrzymane w
średnim tempie i w podobnym klimacie przez co nowy album nie jest
taki dobry jak mógłby się wydawać.
Nie ma mowy o wielkim
powrocie czy też o nagraniu albumu na miarę tych starych, ale w
końcu Axemaster powrócił po 25 latach i to jest dobry news.
„Overture to Madness” to płyta skierowana do tych co lubią
podziemny heavy metal, do tych co lubi doom metalowy klimat i mroczne
riffy. Jeśli ktoś szuka energii czy przebojów, to tego tutaj
nie znajdzie. Najciekawsza z tego wszystkiego jest jednak znakomita
okładka, która mogłaby zdobić jakiś album Mercyful Fate.
Płyta dla prawdziwych maniaków Axemaster, reszta może sobie
odpuścić.
Ocena: 5/10
"uznaje się ich za jeden z najlepszych zespołów podziemnego metalu"
OdpowiedzUsuń20 lat w tym siedzę i jeszcze nie słyszałem o nich pozytywnej opinii :P
Masz może jakieś źródła lub linki do tych pochwalnych peanów?
A ja się spotkałem z pozytywnymi :D a sam album mnie nie przekonuje :P
OdpowiedzUsuńmnie nie przekonują wszystkie trzy ^_^
OdpowiedzUsuńw ogóle się dziwię po diabła wrócili...
----------
http://www.encyklopediametalu.net16.net
Pozytywne opinie o zespole ?? a choćby w czasopiśmie HMP, tak więc nie trzeba nawet szukać za granicą. Tak w ogóle to ja zdecydowanie więcej czytałem opinii pochlebnych ;)
OdpowiedzUsuń