niedziela, 15 lutego 2015

AXEMASTER - Overture to Madness (2015)

Amerykański Axemaster powraca do biznesu po 25 latach nie bytu. Kapela jest dla niektórych kultowa ze względu na „Blessing in the Skies” z 1987r i „Death Before Dishonor” z 1990 r. Grali prawdziwy amerykański heavy/power metal i uznaję się ich za jeden z najlepszych zespołów podziemnego metalu. Właściwie nic się nie zmieniło w tej kwestii i „Overture to madness” to tylko potwierdza.


Nie będę owijał w bawełnę i stwierdzę, że nowy album ma daleko do klasycznych wydawnictw. Tutaj położono nacisk na brudne brzmienie, na mroczny, wręcz doom metalowy klimat, na ciężar. Ze starego składu właściwie został tylko gitarzysta Joe Sims i to dzięki niemu są jeszcze jakieś nawiązania do starych płyt. Zwłaszcza brzmienie czy nie które partie gitarowe przypominają poniekąd „Death Before Dishonor”. Joe Sims wciąż potrafi grać na poziomie i wygrywać klimatyczne, mroczne i agresywne partie gitarowe. Szkoda tylko, że już nie mają takiej energii i nie chwytają tak jak na tych starych płytach. To jest największa bolączka nowego wydawnictwa. Sam klimat, mrok i ciężar to zdecydowanie za mało, żeby w pełni zadowolić wygłodniałych fanów Axemaster. Sekcja rytmiczna radzi sobie całkiem dobrze, choć nie znajdziemy tutaj żadnych ciekawych popisów, czy czegoś co by nas zaskoczyło w tej kwestii. Robią po prostu swoje Znacznie ciekawszym nabytkiem Axemaster jest Geoff Macgrew, który swoim mrocznym i ponurym wokalem idealnie pasuje do tego co zespół wygrywa. Jednak nie ma w sobie takiej mocy co Terry Wilson. Brakuje mu takiej odpowiedniej siły perswazji i porwania słuchacza. Sam materiał też pozostawia sporo do życzenia. Już na samym wstępie „Sanitys Requiem” nakreśla styl płyty i to czego można się spodziewać po reszcie materiału. Nie mówię, że jest to złe, ale nie rusza w żaden sposób. A najgorsze jest to, że kolejne utwory brzmią podobnie. „Forsaken” wyróżnia się spokojniejszym i bardziej melodyjnym motywem, co pozwala zaprzyjaźnić się z utworem w dość szybki sposób. Joe Sims wygrywa w końcu jakiś solidny riff, a cała konstrukcja bardziej już do mnie przemawia. Jest ostrzej w takim „Crimson Haze” czy „Sinister”, ale to za mało. Całość zamyka w sumie najbardziej rozbudowany i najciekawszy kawałek zatytułowany „Epic”. No nie jest to do końca jest tak epicko jak wskazuje tytuł. Wszystko jest utrzymane w średnim tempie i w podobnym klimacie przez co nowy album nie jest taki dobry jak mógłby się wydawać.

Nie ma mowy o wielkim powrocie czy też o nagraniu albumu na miarę tych starych, ale w końcu Axemaster powrócił po 25 latach i to jest dobry news. „Overture to Madness” to płyta skierowana do tych co lubią podziemny heavy metal, do tych co lubi doom metalowy klimat i mroczne riffy. Jeśli ktoś szuka energii czy przebojów, to tego tutaj nie znajdzie. Najciekawsza z tego wszystkiego jest jednak znakomita okładka, która mogłaby zdobić jakiś album Mercyful Fate. Płyta dla prawdziwych maniaków Axemaster, reszta może sobie odpuścić.

Ocena: 5/10

4 komentarze:

  1. "uznaje się ich za jeden z najlepszych zespołów podziemnego metalu"
    20 lat w tym siedzę i jeszcze nie słyszałem o nich pozytywnej opinii :P
    Masz może jakieś źródła lub linki do tych pochwalnych peanów?

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja się spotkałem z pozytywnymi :D a sam album mnie nie przekonuje :P

    OdpowiedzUsuń
  3. mnie nie przekonują wszystkie trzy ^_^
    w ogóle się dziwię po diabła wrócili...
    ----------
    http://www.encyklopediametalu.net16.net

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozytywne opinie o zespole ?? a choćby w czasopiśmie HMP, tak więc nie trzeba nawet szukać za granicą. Tak w ogóle to ja zdecydowanie więcej czytałem opinii pochlebnych ;)

    OdpowiedzUsuń