środa, 25 lutego 2015

SONATA ARCTICA - Ecliptica - Revisited (2014)

Jeden z najlepszych albumów Sonata Arctica? Bez wątpienia debiut „Ecliptica”, który szybko przeszedł do klasyki power metalu. Zespół tam wyznaczył swój charakterystyczny styl, pokazał, że można grać słodki power metal, w którym to klawisze odgrywają kluczową rolę. 15 lat minęło od czasu premiery tego wydawnictwa. Trafiła się okazja, żeby uczcić ten piękny jubileusz poprzez nagranie na nowo tego albumu. Pomysł od samego początku wydawał się szalony i skazany na klęskę. Przede wszystkim skład zespołu jest inny i z tamtego zespołu został Tony Kakko i Tommy Portimo. Inne czasy, inna forma, poza tym Sonata Arctica obecnie gustuje w melodyjnym metalu z domieszką rocka. Tak więc tym bardziej pomysł nagrania na nowo „Ecliptica” wydawał się nie potrzebny i nie ma większego sensu szukać powodów, którymi kierował się zespół. Album został odświeżony i właściwie ograniczono się do drobnych kosmetycznych zmian. Zdarza się, że jakiś utwór brzmi nieco inaczej niż oryginał co słychać w „Fullmoon”, ale tak to zespół nie zmienił za wiele. Jest inne brzmienie, który bardziej nam przypomina ostatnie albumy aniżeli pierwsze lata Sonata Arctica. To jest pierwszy minus wydawnictwa. Brzmi to sztucznie i uleciała gdzieś magia w tym wszystkim. Ulepszona okładka, to kolejny tego przykład. Tony Kakko też nie śpiewa z taką werwą i z taką mocą co przed laty. Po co ulepszać coś co już jest idealne i dopracowane? No można tak gdybać, ale miło jest usłyszeć, że Sonata Arctica potrafi grać power metal. Takie petardy jak „Blank File”, melodyjny „8th Commandment” czy przebojowy „Kingdom for a Heart” nie straciły na swojej wartości. Power metal pełną parą, choć może nieco progresywne, nieco jakby zagrane bardziej na serio, bez tej słodkości. To jest właśnie jedna różnica między tymi dwoma wydaniami „Ecliptica”. Wciąż jednak to oryginał gości w moim sercu i wciąż pozostaje najlepszym wydawnictwem Sonata Arctica, ale może nagranie na nowo debiutu pozwoli zespołowi uwierzyć w to, że potrafią grać power metal. Liczę, na to że to wydawnictwo skieruje band na właściwe tory.


Ocena: 7/10

4 komentarze:

  1. Też na to liczę, płyta nie jest beznadziejna, ale patrząc na to co tworzyli wcześniej można się rozczarować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak wygląda z Sonatą Arcticą. Fajnie byłoby usłyszeć Sonatę taką jaką znam z pierwszych płyt. Słodki, melodyjny power metal. Chcą próbować czegoś nowego, grać coś ambitniejszego. Niestety nie wychodzi im to najlepiej. Fajnie jakby Kai postanowił nagrać 3 pierwsze płyty Gamma Ray od nowa z jego wokalem :D Ech marzenie:D

      Usuń
  2. Warto by również wspomnieć o niezbyt udanej wersji coveru grypy Genesis "No son of mine", który jest dodatkiem do podstawowej wersji płyty sprzed 15-tu lat, oraz o całkiem fajnym utworze "I'm haunted" który został nagrany jako demo gdy grupa nosiła jeszcze nazwę Tricky Beans, i który znalazł się na japońskim wydaniu tej płyty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cover to oczywiście "I can't dance" - akurat słucham Genesis i leci "No son of mine" i tak mi wyszło :)

      Usuń