Wielka czwórka
thrash metalu ostatnio jakby obudziła się z wielkiego snu i znów
próbuje nawiązać do swoich najlepszych lat. Metalika wciąż
pracuje nad nowym albumem, ale już można być pewnym, że będzie
to kontynuacja „Death Magnetic” czyli więcej thrash metalu, a
mniej komercji. Tą drogą poszły pozostałe 3 wielkie zespoły i
znów widać, że zatęskniły za thrash metalem i za latami 80
czy 90. Slayer wydał ostatnio album, który jest jednym z
najlepszych albumów od lat, Megadeth w roku 2016 wyda
„Dystopię” i już wiadomo, że będzie to bardziej thrash
metalowy album. Podobne obietnice składał Anthrax podczas pracy nad
nowym materiałem. Miało być ciężej, agresywnie i ostrzej niż na
„Workship Music”. Faktycznie słowa dotrzymali i „For all
Kings” spełnia te kryteria. Doczekaliśmy się bardziej thrash
metalowego albumu i mógłby być następnym wydawnictwem po
„Presistence of Time” z 1990 r. Jednak nie jest to też najlepsze
co stworzyli amerykanie w przeciągu swojej całej kariery.
Można rzec, że powrót
Joey'a Belladony w roku 2010 okazał się punktem zwrotnym w historii
Anthrax. Lata 90 i późniejszy okres z Bushem na wokalu już
nie był tak świetny dla zespołu i wiele fanów odwróciło
się od Anthrax, który nieco porzucił ścieżkę thrash
metalu. „Workiship Music” z roku 2011 był swego rodzaju powrotem
do korzeni, było więcej klasycznego grania, a sama muzyka była
łatwo przyswajalna i bardzo przebojowa. Do dzisiaj jest to jeden z
moich ulubionych albumów. Niczego innego nie oczekiwałem od
następnego albumu. „For all Kings” zaskakuje tym, że jest
jeszcze jakby bardziej klasyczny, jeszcze więcej w nim agresywności,
pazura i thrash metalu. Dzięki temu przypominają nam się najlepsze
albumu zespołu. Nowa jakość zespołu to poniekąd zasługa nowego
gitarzysty, a mianowicie Jonahtan Donais. Dał się on nam poznać
jako wioślarz Shadows Fall i wygrywa o wiele ciekawsze partie
gitarowe niż Rob Caggiano. Dzięki niemu solówki są
melodyjne, złożone i zagrane z taką nutką szaleństwa. Tak więc
tutaj zespół tylko zyskał. Z poprzedniego albumu
przerysowano mocne, soczyste brzmienie. Joey to prawdziwy głos
Anthrax, a jego forma wciąż mi imponuje. Jego głos na tym albumie
brzmi idealnie. Jak jest z samym materiałem? Jest agresywniej to na
pewno, ale można odnieść wrażenie, że utraciła na tym
przebojowość. Płytę otwiera „Impaled/ You Gotta Believe”
i to jest klasyczny Anthrax jaki znamy z lat 80. Sam motyw troszkę
przypomina mi ten z „Be all, End All”. Jest energia, jest thrash
metal pełną gębą, jest szybkość i mocna praca gitar. To jest to
na co fani czekali przez tyle lat. Miło słyszeć, że panowie nie
żartowali z tym ostrzejszym graniem. Drugi utwór na płycie
to nieco marszowy „Monster at the End”. Więcej
tutaj heavy metalu, więcej tutaj przebojowości i słychać echa
„Workship music”, co nie jest żadną ujmą. Wciąż jednak
Anthrax trzyma się mocnego, agresywnego stylu co bardzo cieszy.
Dalej już mamy chwytliwy „For All kings”, który
cechuje się łatwo wpadającym w ucho refrenem i zadziornym riffem.
To kolejny hit na płycie i przykład, że Anthrax wraca do korzeni.
Tempo i poziom nieco osiada na nieco nijakim „Breathing
Lightning” który również reprezentuje to
agresywniejsze oblicze zespołu. Sam główny motyw tutaj jest
jakby bez ikry i bez jakiegoś przekonania. Dawno amerykanie nie
nagrali takiego killera jakim jest „Suzerain” i
tutaj już można wyczuć tą agresję i mroczny klimat. Album
promował równie udany singiel „evil Twin”.
W skrócie typowy kawałek Anthrax mocno zakorzeniony w latach
80. Utwór zasługuje na uwagę, choćby ze względu na
przebojowy refren i energiczny riff, który oddaje to co
najlepsze w Anthrax. Na „Workship Music” kolosy wypadły bardzo
dobrze, a tutaj „Blood Eagle Wings” nie zachwyca.
Jest dość spokojnie i bez większego urozmaicenia. Nie przekonał
mnie ten kawałek w żaden sposób. Na szczęście nowy krążek
to przede wszystkim ostrzejsze granie, w którym ma być jak
najwięcej thrash metalu. Taki „Defend/Avenge” to
kolejny udany mocny kawałek, w którym zespół stawia
na zadziorny riff, a także na dynamikę. Z kolei kto lubi
techniczny thrash metal i mroczny klimat ten zachwyci się zapewne
takim „all of them thieves” czy rytmicznym „This
Battle Chose Us”. Całość zamyka „Zero Tolarance”
czyli kolejna szybka petarda przypominająca najlepsze lata zespołu.
Obiecywali, że nowy
album będzie bardziej thrash metalowy, że „For all kings”
będzie o wiele cięższy i agresywniejszy niż „Workship Music”.
Słowa Anthrax dotrzymał i nagrał album, który przypomina
nam lata 80 czy 90. Jest to najlepszy album od czasów od
„Presistance of Time”, a już z pewnością najbardziej thrash
metalowy. Troszkę ucierpiała przebojowość, ale mimo tej małej
wady album zachwyca i pokazuje że Anthrax przeżywa drugą młodość.
Z całej czwórki to właśnie Anthrax trzyma najwyższy
poziom. Zobaczymy co Megadeth pokaże. Fani będą w siódmym
niebie, bo Anthrax znów gra thrash metal.
Ocena: 8.5/10
Generalnie fajna płytka, ale nie bardzo jestem fanem wokalu Belladonny.
OdpowiedzUsuńWolę Busha :)