czwartek, 31 grudnia 2015

ANTHRAX - For All Kings (2016)

Wielka czwórka thrash metalu ostatnio jakby obudziła się z wielkiego snu i znów próbuje nawiązać do swoich najlepszych lat. Metalika wciąż pracuje nad nowym albumem, ale już można być pewnym, że będzie to kontynuacja „Death Magnetic” czyli więcej thrash metalu, a mniej komercji. Tą drogą poszły pozostałe 3 wielkie zespoły i znów widać, że zatęskniły za thrash metalem i za latami 80 czy 90. Slayer wydał ostatnio album, który jest jednym z najlepszych albumów od lat, Megadeth w roku 2016 wyda „Dystopię” i już wiadomo, że będzie to bardziej thrash metalowy album. Podobne obietnice składał Anthrax podczas pracy nad nowym materiałem. Miało być ciężej, agresywnie i ostrzej niż na „Workship Music”. Faktycznie słowa dotrzymali i „For all Kings” spełnia te kryteria. Doczekaliśmy się bardziej thrash metalowego albumu i mógłby być następnym wydawnictwem po „Presistence of Time” z 1990 r. Jednak nie jest to też najlepsze co stworzyli amerykanie w przeciągu swojej całej kariery.

Można rzec, że powrót Joey'a Belladony w roku 2010 okazał się punktem zwrotnym w historii Anthrax. Lata 90 i późniejszy okres z Bushem na wokalu już nie był tak świetny dla zespołu i wiele fanów odwróciło się od Anthrax, który nieco porzucił ścieżkę thrash metalu. „Workiship Music” z roku 2011 był swego rodzaju powrotem do korzeni, było więcej klasycznego grania, a sama muzyka była łatwo przyswajalna i bardzo przebojowa. Do dzisiaj jest to jeden z moich ulubionych albumów. Niczego innego nie oczekiwałem od następnego albumu. „For all Kings” zaskakuje tym, że jest jeszcze jakby bardziej klasyczny, jeszcze więcej w nim agresywności, pazura i thrash metalu. Dzięki temu przypominają nam się najlepsze albumu zespołu. Nowa jakość zespołu to poniekąd zasługa nowego gitarzysty, a mianowicie Jonahtan Donais. Dał się on nam poznać jako wioślarz Shadows Fall i wygrywa o wiele ciekawsze partie gitarowe niż Rob Caggiano. Dzięki niemu solówki są melodyjne, złożone i zagrane z taką nutką szaleństwa. Tak więc tutaj zespół tylko zyskał. Z poprzedniego albumu przerysowano mocne, soczyste brzmienie. Joey to prawdziwy głos Anthrax, a jego forma wciąż mi imponuje. Jego głos na tym albumie brzmi idealnie. Jak jest z samym materiałem? Jest agresywniej to na pewno, ale można odnieść wrażenie, że utraciła na tym przebojowość. Płytę otwiera „Impaled/ You Gotta Believe” i to jest klasyczny Anthrax jaki znamy z lat 80. Sam motyw troszkę przypomina mi ten z „Be all, End All”. Jest energia, jest thrash metal pełną gębą, jest szybkość i mocna praca gitar. To jest to na co fani czekali przez tyle lat. Miło słyszeć, że panowie nie żartowali z tym ostrzejszym graniem. Drugi utwór na płycie to nieco marszowy „Monster at the End”. Więcej tutaj heavy metalu, więcej tutaj przebojowości i słychać echa „Workship music”, co nie jest żadną ujmą. Wciąż jednak Anthrax trzyma się mocnego, agresywnego stylu co bardzo cieszy. Dalej już mamy chwytliwy „For All kings”, który cechuje się łatwo wpadającym w ucho refrenem i zadziornym riffem. To kolejny hit na płycie i przykład, że Anthrax wraca do korzeni. Tempo i poziom nieco osiada na nieco nijakim „Breathing Lightning” który również reprezentuje to agresywniejsze oblicze zespołu. Sam główny motyw tutaj jest jakby bez ikry i bez jakiegoś przekonania. Dawno amerykanie nie nagrali takiego killera jakim jest „Suzerain” i tutaj już można wyczuć tą agresję i mroczny klimat. Album promował równie udany singiel „evil Twin”. W skrócie typowy kawałek Anthrax mocno zakorzeniony w latach 80. Utwór zasługuje na uwagę, choćby ze względu na przebojowy refren i energiczny riff, który oddaje to co najlepsze w Anthrax. Na „Workship Music” kolosy wypadły bardzo dobrze, a tutaj „Blood Eagle Wings” nie zachwyca. Jest dość spokojnie i bez większego urozmaicenia. Nie przekonał mnie ten kawałek w żaden sposób. Na szczęście nowy krążek to przede wszystkim ostrzejsze granie, w którym ma być jak najwięcej thrash metalu. Taki „Defend/Avenge” to kolejny udany mocny kawałek, w którym zespół stawia na zadziorny riff, a także na dynamikę. Z kolei kto lubi techniczny thrash metal i mroczny klimat ten zachwyci się zapewne takim „all of them thieves” czy rytmicznym „This Battle Chose Us”. Całość zamyka „Zero Tolarance” czyli kolejna szybka petarda przypominająca najlepsze lata zespołu.

Obiecywali, że nowy album będzie bardziej thrash metalowy, że „For all kings” będzie o wiele cięższy i agresywniejszy niż „Workship Music”. Słowa Anthrax dotrzymał i nagrał album, który przypomina nam lata 80 czy 90. Jest to najlepszy album od czasów od „Presistance of Time”, a już z pewnością najbardziej thrash metalowy. Troszkę ucierpiała przebojowość, ale mimo tej małej wady album zachwyca i pokazuje że Anthrax przeżywa drugą młodość. Z całej czwórki to właśnie Anthrax trzyma najwyższy poziom. Zobaczymy co Megadeth pokaże. Fani będą w siódmym niebie, bo Anthrax znów gra thrash metal.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. Generalnie fajna płytka, ale nie bardzo jestem fanem wokalu Belladonny.
    Wolę Busha :)

    OdpowiedzUsuń