poniedziałek, 7 grudnia 2015

STRYPER - Fallen (2015)

Jednym z największych przedstawicieli chrześcijańskiego metalu jest bez wątpienia amerykański band Stryper. Nie zawsze tematyka tego typu pasuje do heavy metalowego świata i czasami to się wręcz gryzie. W przypadku jednak Stryper jest zupełnie inaczej. Zespół umiejętnie łączy te dwa światy i misja szerzenia wiary, chrześcijaństwa poprzez muzykę heavy metal wychodzi im bardzo dobrze. Nie przeszkadza taka tematyka dopóki sam zespół tworzy dobrą muzykę i kiedy wszyscy są zadowoleni. Stryper zawsze należał do kapel typu rzemieślniczych, które nagrywają solidne albumy, ale bez większego szału. Wydali nie małą liczbę albumów, ale nie wszystko jest na wysokim poziomie. Wydany w 2013” No more Hell to Pay” był tylko dobry, a jak jest z nowym „Fallen”?

Jest to nic innego jak mieszanka tradycyjnego heavy metalu i rocka, w którym można doszukać się wpływów Def Leppard czy Dokken. Zespół umiejętnie miesza te dwa gatunki, jednocześnie stawia na tradycyjne brzmienie i rozwiązania. Na tym polega urok tego bandu i na nowym albumie jest tego pełno. Jak się okazuje zespół nieco podniósł poprzeczkę względem „No more hell to pay”. Pojawia się więcej hitów, więcej atrakcyjnych motywów, a cała płyta tętni życiem. Mamy utwory szybkie, ostre, pełne luzu i rockowego szaleństwa. Urozmaicenie i przy tym równy poziom. Poprzedni album był naprawdę dobry, ale czegoś jednak brakowało. Nowy album zaskakuje od samego początku. Zaczyna się od rozbudowanego i podniosłego „Yahweh”. Tutaj wokalista Micheal pokazuje jak się rozwinął wciągu ostatnich lat. Śpiewa techniczne i wkłada w to całe swoje serce. Świetnie się tego słucha, zwłaszcza kiedy w tle słychać dobrą pracą gitar. Jest nacisk położony na melodie, na nutkę finezji, na klasyczne brzmienie. Dobrym rozwiązaniem są liczne przejścia i dość proste motywy, które od razu przemawiają do słuchacza. Tytułowy „Fallen” to krótki i treściwy kawałek, który przypomina poniekąd stary Judas Priest. Jeszcze mocniejszy w swojej konwencji wydaje się toporniejszy „Pride”. Hard rock pojawia się w wielu miejscach i dobitnie to słychać w rytmicznym i luźniejszym „Big Screen Lies”. Jeszcze lepiej wypada marszowy „Heaven”, który przypomina ostatni album Praying Mantis czy Magnum. Lżejszy jest rockowy „Love You like i Do”, który napędzany jest finezyjnymi solówkami, które ukazują w pełni talent duetu gitarowego tworzonego przez Micheala i Oza Foxa. Bardzo pięknymi kawałkami są te przepełnione AOR i właśnie tutaj wyróżnia się spokojniejszy „All over Again” czy „After Forever”. Zespół kiedy trzeba potrafi przyspieszyć i otrzeć się o speed/power metal tak jak to jest w „Till i get what i need”. W podobnej konwencji utrzymany jest chwytliwy „Let there be light”. Idealnym podsumowaniem płyty jest agresywny „Kings of The Kings” i właśnie taki jest ten album jak ten utwór. Zaskakujący, świeży, pełen wigoru i polotu.


Wiele fanów muzyki heavy metalowej przekreśliło już dawno Stryper. Nie przekonywała może forma przekazu, nieco rzemieślnicze granie czy też tematyka? Stryper wyszedł naprzeciw oczekiwaniom słuchaczom i w efekcie nagrał album zróżnicowany, pełen energii i przesiąknięty dobrymi hitami, które zapadają w pamięci. Dawno Stryper nie brzmiał tak mocno i nie grał na takim poziomie. To się nazywa odrodzenie. Polecam bo jest to jedno z większych tegorocznych zaskoczeń.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz