Wydanie „Ruler of The
wasteland” było przepustką dla nowo rodzącej się gwiazdy
heavy/power metalu czyli Chastain. Zespół pokazał swój
styl, zaprezentował to co najlepsze i przyciągnął wiele
słuchaczy. Teraz stało przed nimi już tylko jedno, a mianowicie
utrzymanie tego poziomu i tworzenie nowej, równie świetnej
muzyki. To nie zawsze jest takie łatwe, zwłaszcza kiedy wszystko
rozpoczyna płyta świetna, wręcz bez błędna. Na szczęście
Chastain udało się kontynuować to co pokazali na „Ruler of The
Wasteland” i tak w efekcie udało się po roku wydać „The 7th
of Never”.
Płyta właściwie jest
podobna do swojej poprzedniczki i to pod wieloma względami.
Klimatyczna i nieco tajemnicza okładka, która przyprawia
nieco o dreszcze. Przybrudzone i ostre brzmienie, to również
jeden z tych atutów, które udało się przerysować na
nowy album. Same pomysły, konstrukcja, to co gra David i w jaki
sposób, a także wokal Leather w rzeczy samej nie uległy
zmianie i właściwie słychać że forma została utrzymana. Słychać
na „The 7th of never” , że zespół został natchniony
poprzednim albumie i byli w swoim żywiole i nie brakowało im
pomysłów. To też w efekcie dość szybko powstał kolejny
krążek, który w dużym stopniu jest kontynuacją „Ruler of
The wasteland”. Otwarcie płyty jest równie świetne co na
poprzedniczce. „We must Carry on” to taki rasowy
kawałek Chastain z szybszym tempem i nawiązanie do klasycznego
power metalu. David to bardzo uzdolniony gitarzysta i nie kryje tego
na tym albumie, co zresztą bardzo cieszy. „Paradise”
ma mocne wejście sekcji rytmicznej i sporo popisowych zagrywek
Davida, a tego nigdy za wiele w Chastain. Do grona ciekawych
kompozycji z pewnością warto zaliczyć energiczny „Its too
late for yeasterday” z wyraźnymi wpływami Judas Priest.
Nie ma co ukrywać talentu Davida i jego umiejętności jako
gitarzysty, lecz trzeba się tym chwalić. Nic więc dziwnego, że
zespół umieścił na płycie instrumentalny „827”,
który pokazuje na co stać Davida. Dzieje się sporo i szkoda
tylko że nie pokoszono się o jakiś bardziej wyrazisty motyw
prowadzący. Najciekawszym utworem na płycie jest bez wątpienia
agresywny, klimatyczny „The
wicked are restless” z wyraźnymi wpływami
neoklasycznego heavy/power metalu. Marszowe tempo i ciekawy główny
motyw sprawiają że kompozycja tętni swoim własnym życiem. Tutaj
mamy wszystko to za co kochamy ten band. Zespół nie zapomina
o swoich korzeniach i tradycyjnym amerykańskim heavy metalu co
potwierdza w nieco toporniejszym „The 7th
of never”. W tamtych Chastain przede wszystkim zaskakiwał
bardziej wyszukanymi, chwytliwymi melodiami i klimatem. Dobrze to
uchwycono w pomysłowym „Take Me Back in Time”.
Sama konwencja, styl przypomina „The King has the power”. Całość
zamyka klimatyczny i bardziej epicki „Forevermore”
w którym dzieje się całkiem sporo.
Chastain wydając ten
album pokazał, że jeszcze nie wykorzystali wszystkich pomysłów
i że są silnym zespołem, w którym drzemie spory potencjał.
Trzeci album w ich dyskografii był nieco słabszy od kultowego
„Ruler of the Wasteland”, ale to wciąż heavy/power metal na
wysokim poziomie. Dla takich kawałków jak „Wicked are
restless” czy „Take Me back In Time” warto znać ten album,
zwłaszcza że to jeden z tych najlepszych wydanych przez amerykańską
formację.
Ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz