Każdy szuka czegoś
innego w muzyce. Jeden będzie szukał czystej i nie zobowiązującej
rozrywki. Inni w muzyce metalowej szukają nie zapomnianych przeżyć,
ale są też tacy, którzy chcą się wyszaleć przy heavy
metalu i jednocześnie przenieść się do lat świetności tego
gatunku. Dzisiaj to chleb powszedni że młode kapele próbują
odtworzyć tamte czasy, nawiązać stylistycznie do Iron Maiden,
Mercyful fate czy Black Sabbath. Niektóre kapele starają się
przy tym mieszać z nowoczesnym brzmienie, co wszystko tylko traci na
jakości i oryginalności. Jednak nie wszystkie kapele kończą z
takim efektem. Amerykański band Christian Mistress to jedyny w swoim
rodzaju zespół, który łączy psychodeliczny klimat,
tematykę okultystyczną, mroczne brzmienie, NWOBHM, twórczość
Black Sabbath, Mercyful Fate i Iron Maiden. To kapela która
gra szczerze, z polotem i z pasją. Dawno nie było tak autentycznego
zespołu, który brzmi jakby faktycznie tworzył w latach
70/80. Ich drugi album „Possesion” z 2012 r namieszał na rynku,
czy z nowym albumem „To Your death” jest podobnie?
Christian Mistress to
zespół, który udowodnił już nam że ma pomysł na
siebie, wie jak stworzyć hit, jak nagrać album klimatyczny. Wiedzą
też jak podejść słuchacza i jak go zaskoczyć, jednocześnie
sprawić by odżyły wspomnienia i myśli o kultowych kapelach. Nie
kryją swoich inspiracji od samego początku i dumnie się z tym
afiszują, Różnica polega na tym w stosunku do innych młodych
kapel że brzmi oryginalnie i świeżo. Brakowało na rynku takiej
formacji, która będzie zaskakiwać i wciągać w swój
magiczny świat. Plusem jest też wokalistka Christine Davis, który
tylko podkreśla wyjątkowość tej formacji. Ma specyficzną manierę
i styl śpiewania. Nie grzeszy techniką, czy też agresja, ale to
właśnie dzięki niej występuje ten psychodeliczny klimat, co jest
źródłem potęgi tej formacji. W składzie pojawił się nowy
gitarzysta tj Tim Diedrich, który właściwie nie wniósł
za wiele do muzyki. Dalej mamy to samo, dalej mamy złożone solówki,
bardziej wyszukane motywy, a wszystko z nawiązaniem do klasyki. Z
pewnością razem z Oscarem dają czadu i dzieje się w tef sferze
naprawdę sporo. Wystarczy odpalić płytę i w słuchać się w hard
rockowy otwieracz „Neon”. Od razu słychać
klasyczne brzmienie, taki tradycyjny riff osadzony w latach 80. Na
myśl przychodzi Warlock czy Hellion, co tylko dobrze świadczy o tym
kawałku, jak i zespole. „Stronger Than Blood” to
utwór osadzony w klimatach NWOBHM i wczesnego Iron maiden czy
Diamond Head. Prosty motyw gitarowy i fajna zabawa rytmiką to zalety
tego kawałka. W żywiołowym „Eclipse” można
doszukać się wyraźnych wpływów Metal Church z okresu
Mike'a na wokalu. Christian Mistress nie boi się sięgać po
elementy stricte rockowe i taki
„Walking Around”
w początkowej fazie ma riff wyjęty jakby z wczesnego Ac/Dc. Na
nowej płycie nie zabrakło również stylizacji bardziej speed
metalowej. Dobrze to odzwierciedla rozpędzony „Open Road”.
Szkoda tylko, że to jedna z nie wielu petard na płycie. Amerykańska
formacja na poprzednim albumie zawarła sporo klimatycznych
kompozycji i nic dziwnego, że na najnowszym krążku też pojawiły
się takie bardziej mroczne, psychodeliczne kawałki. Jednym z nich
jest ponury „Ultimate Freedom” o nieco komercyjnej
stylizacji. Drugim takim utworem na płycie jest urozmaicony
„Lonewild”. Całość zamyka bonus w postaci „TYD”
i jest to druga petarda na wydawnictwie, która udowadnia że
zespół powinien nieco odejść w kierunku szybszego grania.
3 lata czekania i w sumie
dostaliśmy kontynuację poprzedniego albumu. Fakt, że już nie
działa w takim sam sposób i już nie jest tak magiczna i
zaskakująca jak „Possesion”. Mimo nieco słabszego materiału,
jest to wciąż wysokiej klasy granie. Co przemawia za tym
wydawnictwem to specyficzny wokal Christine, mroczny nieco
psychodeliczny klimat i znakomite odtworzenie riffów, motywów
lat 70 czy 80. To jest to i tylko tak trzymać.
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz