czwartek, 17 grudnia 2015

CHRISTIAN MISTRESS - To Your Death (2015)

Każdy szuka czegoś innego w muzyce. Jeden będzie szukał czystej i nie zobowiązującej rozrywki. Inni w muzyce metalowej szukają nie zapomnianych przeżyć, ale są też tacy, którzy chcą się wyszaleć przy heavy metalu i jednocześnie przenieść się do lat świetności tego gatunku. Dzisiaj to chleb powszedni że młode kapele próbują odtworzyć tamte czasy, nawiązać stylistycznie do Iron Maiden, Mercyful fate czy Black Sabbath. Niektóre kapele starają się przy tym mieszać z nowoczesnym brzmienie, co wszystko tylko traci na jakości i oryginalności. Jednak nie wszystkie kapele kończą z takim efektem. Amerykański band Christian Mistress to jedyny w swoim rodzaju zespół, który łączy psychodeliczny klimat, tematykę okultystyczną, mroczne brzmienie, NWOBHM, twórczość Black Sabbath, Mercyful Fate i Iron Maiden. To kapela która gra szczerze, z polotem i z pasją. Dawno nie było tak autentycznego zespołu, który brzmi jakby faktycznie tworzył w latach 70/80. Ich drugi album „Possesion” z 2012 r namieszał na rynku, czy z nowym albumem „To Your death” jest podobnie?

Christian Mistress to zespół, który udowodnił już nam że ma pomysł na siebie, wie jak stworzyć hit, jak nagrać album klimatyczny. Wiedzą też jak podejść słuchacza i jak go zaskoczyć, jednocześnie sprawić by odżyły wspomnienia i myśli o kultowych kapelach. Nie kryją swoich inspiracji od samego początku i dumnie się z tym afiszują, Różnica polega na tym w stosunku do innych młodych kapel że brzmi oryginalnie i świeżo. Brakowało na rynku takiej formacji, która będzie zaskakiwać i wciągać w swój magiczny świat. Plusem jest też wokalistka Christine Davis, który tylko podkreśla wyjątkowość tej formacji. Ma specyficzną manierę i styl śpiewania. Nie grzeszy techniką, czy też agresja, ale to właśnie dzięki niej występuje ten psychodeliczny klimat, co jest źródłem potęgi tej formacji. W składzie pojawił się nowy gitarzysta tj Tim Diedrich, który właściwie nie wniósł za wiele do muzyki. Dalej mamy to samo, dalej mamy złożone solówki, bardziej wyszukane motywy, a wszystko z nawiązaniem do klasyki. Z pewnością razem z Oscarem dają czadu i dzieje się w tef sferze naprawdę sporo. Wystarczy odpalić płytę i w słuchać się w hard rockowy otwieracz „Neon”. Od razu słychać klasyczne brzmienie, taki tradycyjny riff osadzony w latach 80. Na myśl przychodzi Warlock czy Hellion, co tylko dobrze świadczy o tym kawałku, jak i zespole. „Stronger Than Blood” to utwór osadzony w klimatach NWOBHM i wczesnego Iron maiden czy Diamond Head. Prosty motyw gitarowy i fajna zabawa rytmiką to zalety tego kawałka. W żywiołowym „Eclipse” można doszukać się wyraźnych wpływów Metal Church z okresu Mike'a na wokalu. Christian Mistress nie boi się sięgać po elementy stricte rockowe i taki „Walking Around” w początkowej fazie ma riff wyjęty jakby z wczesnego Ac/Dc. Na nowej płycie nie zabrakło również stylizacji bardziej speed metalowej. Dobrze to odzwierciedla rozpędzony „Open Road”. Szkoda tylko, że to jedna z nie wielu petard na płycie. Amerykańska formacja na poprzednim albumie zawarła sporo klimatycznych kompozycji i nic dziwnego, że na najnowszym krążku też pojawiły się takie bardziej mroczne, psychodeliczne kawałki. Jednym z nich jest ponury „Ultimate Freedom” o nieco komercyjnej stylizacji. Drugim takim utworem na płycie jest urozmaicony „Lonewild”. Całość zamyka bonus w postaci „TYD” i jest to druga petarda na wydawnictwie, która udowadnia że zespół powinien nieco odejść w kierunku szybszego grania.

3 lata czekania i w sumie dostaliśmy kontynuację poprzedniego albumu. Fakt, że już nie działa w takim sam sposób i już nie jest tak magiczna i zaskakująca jak „Possesion”. Mimo nieco słabszego materiału, jest to wciąż wysokiej klasy granie. Co przemawia za tym wydawnictwem to specyficzny wokal Christine, mroczny nieco psychodeliczny klimat i znakomite odtworzenie riffów, motywów lat 70 czy 80. To jest to i tylko tak trzymać.

Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz