wtorek, 15 grudnia 2015

BLACK TIDE - Chasing shadows (2015)

To już 8 lat istnienia amerykańskiego bandu o nazwie Black Tide. Do dnia dzisiejszego pamiętam ich całkiem udany debiutancki album z roku 2008. „Light from above” to była pozycja skierowana do maniaków tradycyjnego heavy/power metalu, do tych co cenią sobie melodyjność i to ponad świeżość czy oryginalność. Wtedy dali się poznać jako zespół kochający twórczość Iron Maiden czy Judas Priest. Kolejny album przeniósł zespół do świata współczesnego i bardziej nowoczesnego heavy metalu, w którym nie trudno było doszukać się wpływów Bullet For My Vallentine, tracąc wcześniejsze wzorce. W końcu chyba udało się połączyć te dwa światy i znaleźć prawdziwy złoty środek, który pogodzi fanów tych dwóch płyt. Najnowszy krążek zatytułowany „Chasing Shadows” to najlepsze co zespół nagrał do tej pory i to nie żart.

Przede wszystkim zespół wrócił do swojego pierwotnego logo. Powrócono do heavy/power metalu, znów zaczęto stosować coraz więcej elementów wyjętych z twórczości Iron Maiden, czy judas Priest. Najlepsze jest to, że nie boją się wmieszać to utworów nieco metalcorowych, przesiąkniętych Bullet For My vallentine. Wyszła z tego ciekawa mieszanka i choć słychać momentami nieco młodzieżowy feeling to słucha się tego z wypiekami na twarzy. Zespół nagrał niezwykle przemyślany album, który zadowoli nawet bardziej wymagającego fana heavy/power metalu. Płyta kipi energią i każdy utwór ma w sobie coś, co pozwala nam go zapamiętać i na nowo przeżywać. Nieco komercyjne i płaskie brzmienie to jeden z słabych punktów tej płyty, ale na szczęście nie niszczy ostatecznego efektu. Tutaj przemawiają przede wszystkim partie gitarowe, które przebijają wszystko to co zespół stworzył do tej pory. Garcia i Diaz naprawdę wzięli się ostro do pracy i to przedłożyło się na jakość zawartej muzyki. Gitary brzmią soczyście a każdy riff, czy solówka to prawdziwa frajda. Heavy metal ma być zabawą, ma cieszyć słuchacza i zachęcać do wyszalenia się. Ta muzyka nadaję się do tego. „Intro” za wiele nie zdradza, ale przynajmniej spełnia się w roli budowania klimatu. Dalej mamy ostrzejszy „Guidelines” to ciekawa mieszanka power metalu i metalcoru. Dochodzi do skrzyżowania muzyki rodem z Helloween z nowocześniejszym, młodzieżowym metalem spod znaku Bullet For my Vallentine. Dzieje się sporo i nie ma szans nudzić się przy tym. Kolejnym hitem na płycie jest bardziej już melodyjny „Angel in the Dark”. Niby proste i oklepane granie, ale ma w sobie tyle spontaniczności, radości i miłości do metalu, co od razu przerzuca się na słuchacza. Zespół na nowej płycie nie szczędzi naprawdę szybkich, energicznych kawałków co pokazuje melodyjny „Predator”. Tutaj gitarzyści dają niezły popis swoich umiejętności i brakowało tego na poprzednim albumie. Dobrze też wpasował się w całość bardziej hard rockowy „Burn”. Tytułowy „Chasing Shadows” to taka wizytówka tego albumu i tutaj mamy to wszystko co przewija się w tym albumie. Nic nowego co byśmy słyszeli w tym roku, ale zapada to w pamięci, a to już coś. Fanom power metalu na pewno spodoba się chwytliwy „Sex is Angry” czy ostrzejszy „Promised Land”, który zamyka płytę.

4 lata nie zostały zmarnowane i amerykański band w pełni wykorzystał swój potencjał i nagrał najlepszy album w swojej twórczości. Płyta jest zarówno nowoczesna, melodyjna i pełna cech heavy/power metalowych, co bardzo cieszy. Udało się połączyć tradycyjne rozwiązania z nowoczesnym brzmieniem i młodzieżowym pazurem. Kupuje to co Black Tide zaprezentował na „Chasing Shadows”, wam też radzę się zapoznać z tym wydawnictwem.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz