czwartek, 23 lipca 2015

REGICIDE - Fall of an Empire (2015)



Regicide to nieco podziemny band z Stanów Zjednoczonych, który powstał po to żeby grać  thrash metal w czystej postaci. Za zespoły do naśladowania wzięli Anthrax, Sepultura, czy Megadeth. Amerykańska formacja działa od 2006 roku, jednak dopiero w tym roku udało im się zebrać by wydać swój pierwszy album  w postaci „Fall of An Empire”.  To właśnie ten album jest przedmiotem niniejszej recenzji.

Ktoś mógłby powiedzieć o pisuje kolejny album, który nie ma szans na przebicie. Z pewnych względów zespół pozostaje nie rozpoznawalny. Za mało hitów, za mała siła przebicia jeśli chodzi o materiał, sam styl też niczym się nie wyróżnia, a zespół nie grzeszy aspektem technicznym. Przy każdym aspekcie można postawić krzyżyk, ale zespół nadrabia agresją, szybkością i szczerością. Słychać, że dobrze się bawili przy rejestrowaniu tego krążka. To bez wątpienia ratuje album przed katastrofą. Lider grupy jest Issac, który pełni rolę gitarzysty i wokalisty.  Niestety jego wokal jest chaotyczne i wymaga jeszcze oszlifowania. Na szczęście jako gitarzysta wypada znacznie lepiej i współpraca z Domninicem układa się pomyślnie co z resztą słychać bo solidnych solówkach. „injustice” to rasowy otwieracz, który wita nas ostry riffem i przybrudzonym brzmieniem. Nic odkrywczego, ale słucha się wyjątkowo dobrze.  Metallica daje o sobie znać w mroczniejszym „Fallen”, który jest jednym z mocniejszych kawałków na płycie. Wszystko w nim dobrze wypadło, a to już nie mały sukces.  Bardziej złożoną kompozycją jest tutaj „Brainwashed”, gdzie zespół ukazuje swoje progresywne oblicze. Gitarzyści robią niezłe pojedynki na solówki i faktycznie dzieje się tutaj całkiem sporo. Nutka nowoczesności dodaje pikanterii i lekkiego urozmaicenia.  Zespół postanawia zwolnić w „ Fester”, który ma w sobie więcej z heavy metalu czy hard rocka. Nie jest to oczywiście jakaś ujma, ale utwór jest już nieco słabszy i nie pasujący do reszty kompozycji.  Bardzo podoba mi się tutaj energiczny „Life Or Dead”. Całość zamyka wyjątkowo melodyjny „Again”, który przywraca wiarę w zespół, że jednak drzemie w nich jakiś potencjał i że jeszcze jest szansa że nas zaskoczą w przyszłości.

Album ma pełno zalet jak i wad. Mimo pewnych niedociągnięć i irytującego wokalu Issaca trzeba przyznać, że materiał się broni. Co więcej może się podobać, zwłaszcza tym co kochają bezgranicznie thrash metal i przyjmą go w każdej postaci i w każdej ilości. Jeśli ktoś szuka czegoś na wyższym poziomie to może poczuć się zawiedziony.

Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz