niedziela, 19 sierpnia 2018

DORO - Forever Warriors, Forever United (2018)

Doro Pesch często nazywana jest królową metalu. Charyzmatyczny wokal, ciekawa osobowość, dobra prezencja, a także wypracowana przez lata marka sprawiła, że jest to osoba, która zrobiła sporo dla metalu. Kultowy Warlock, czy też solowa kariera to niemała cegiełka w tworzeniu heavy metalu na niemieckiej scenie metalowej. Królowa metalu lubi współpracować z różnymi gośćmi, zawsze też śpiewa na żywo jakiś cover znanego kawałka metalowego. Tytułu ciężko jej odmówić, ale swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. "Fear no Evil" z 2009 r to w sumie ostatni wartościowy album. "Raise your fist" z 2012r był już znacznie słabszy. Na nowe dzieło przyszło czekać fanom 6 lat i owocem ciężkiej pracy jest dwu płytowy album zatytułowany "Forever warriors, Forever united". Doro poszła w ślad wiele innych muzyków i też postawiła na dwupłytowy album. Szkoda tylko, że cały materiał jest ciężko strawny i niskich lotów. Całość szybko się nudzi i w efekcie można odnieść wrażenie że to pop/rock z domieszką hard rocka i metalu. Forma wokalna Doro nie jest zła i wciąż słychać tą pasję i miłość do metalu. Ogromna promocja nuclear blast nie pomogła ochronić Doro przed porażką.

Hymnowy "All for Metal" przywołuje na myśl prosty i podniosły "All we are" z okresu Warlock. Prosty riff i chwytliwy refren sprawiają, że utwór jest łatwy w odbiorze i zapada w pamięci. Może nie jest to najlepszy kawałek jaki stworzyła Doro, ale z pewnością jest to jeden z najjaśniejszych punktów nowej płyty. Nie mogła zabraknąć szybkiego, wręcz speed metalowego utworu i w tej roli mamy zadziornego "Bastardos". Gitarzyści Luca i Bas grają ostrożnie i za wiele od siebie nie dają, przez co album jest taki nieco nijaki i bez werwy. Płytę promował średni i taki nieco bez pomysłu "If i cant have you - no one will" z gościnnym udziałem Johan Hegg z Amon Amarth. Mamy też hard rockowy "Turn it Up", który zaczyna pokazywać że Doro nie miała pomysłu na nowy materiał. Na pewno cieszy takie szybsze granie jakie można uświadczyć w pozytywnym "Blood, sweat and rock'n roll". Radosny hard rockowy kawałek, szkoda że nie na poziomie do jakiego Doro przecież przyzwyczaiła. Dużo chaosu i jakiś takich nijakich riffów, co słychać w słabszym "Backstage to heaven" czy rockowym "Be strong". Ta pierwsza płyta miała być mocniejsza, bardziej metalowa, a jest smętna, nijaka, bez mocy i pomysłu. Brakuje godnych uwagi kawałków i całość jest ciężko strawna. Druga płyt zdominowana jest przez spokojne, wręcz popowe ballady. Z tej drugiej części znakomicie wypadł "Lift me up", który zaskakuje marszowym tempem i zapadającym w głowie refrenie. Spokojna ballada "it cut so deep" pokazuje, że płyta ma charakter bardziej komercyjny. Więcej tutaj popowych kawałków, niż metalu z okresu warlock. Całość zamyka komiczny "Metal is my alcohol", który idealnie podsumowuje ten słaby album.

6 lat czekanie na marne. Dostać podwójny album, gdzie jest 25 utworów i podoba się 4-5 utworów to porażka na całej linii. Doro to znakomita wokalistka, lubię jej twórczość i zawsze będę czekał na kolejne wydawnictwa, ale "Forever warriors, forever united" nie ma nic do zaoferowania. Ciężko mówić stricte o płycie heavy metalowej. Szkoda Doro, bo taka inna niemiecka ikona jak Udo błyszczy na nowym albumie. Może czas na zmiany w obozie Doro?

Ocena: 3.5/10

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Doro i Jej twórczość. Cenią na równi okres heavy (Warlock) jak i hard rockowy (Solo), ale ten album to porażka totalna. Trudno uwierzyć, że po tak długiej przerwie można wrócić z płytą wypełniona samymi słabiakami. Ja również wyróżniłbym może ze 4-5 kawałków, które są ok, ale co z pozostałą 20 ?? Masakra jakaś. Szczerze to wolę posłuchać nawet "Machine II Machine", który może i był wręcz popowy, ale miał zdecydowanie więcej dobrych kawałków...

    OdpowiedzUsuń