sobota, 18 stycznia 2025
MASTER SWORD - Toying with Time (2025)
Czy ktoś czekał czy nie, ale właśnie ukazał się najnowsze dzieło amerykańskiego bandu o nazwie Master Sword, a krążek nosi tytuł "Toying with Time", który premierę miał 17 stycznia. Poprzednie płyty przejawiały się jako rzemieślnicze wydawnictwa bez polotu i czegoś godnego zapamiętania. To były płyty z serii posłuchać i zapomnieć. Minęło 6 lat od czasu wydania "The Final Door". W zespole pojawił się nowy basista tj Will Lopez, który dołączył w roku 2021. Nie wpłynęło to na styl grupy i dalej gra mieszankę heavy/power metalu, gdzie jest miejsce na progresywne i symfoniczne ozdobniki.
Znów mam mieszane uczucie. Niby z jednej strony gitarzyści Matt i Kojo dwoją się i troją i potrafią stworzyć ciekawy riff, czy solówki. Tylko nie potrzebne są te dłużyzny, zwolnienia i próby tworzenia czegoś nastrojowego. Pomysł może był na to, żeby było to ciekawe ale band poległ. Nie wszystko jest tu spójne i nie wszystko jest najwyższej jakości. Muzycy grać potrafią i to słychać. Tak samo dobrze spisuje się wokalistka Lily Hoy. Do tego klimatyczna okładka, która intryguje, a samo brzmienie też dopracowane. Band po prostu nie zadbał o ciekawy materiał, o to żeby był równy i ciekawy przez cały czas. Pomysły są, przebłyski są i to mógł być naprawdę bardzo udany album.
Płytę otwiera intrygujący "the Salesman", gdzie jest ponury klimat, jest pełno symfonicznych ozdobników, a nawet nutka progresywności. Troszkę zbyt przekombinowane i odnoszę wrażenie, że jest przerost formy nad treścią. Jakże mocny i wyrazisty riff pojawia się w "Dance Of The Demon" i to jeden z najlepszych utworów na płycie. Pomysłowe rozplanowanie i aranżacje, troszkę przeszkadza zwolnienie w sferze solówek. "How You Hide" też świetnie się zaczyna, potem troszkę siada tempo, ale to również pozytywny moment na płycie. Nastrojowy, nieco taki komercyjny, nieco spokojniejszy "My last Breath" nie jest taki zły i może się podobać. "Son of Stone" trwa 11 minut i trochę wieje tu nudą. Brakuje energii i drapieżności. Troszkę to zbyt rozlazłe. Ciekawe momenty ma "Child of the night", ale do ideału też brakuje.
Materiał nie równy, momentami na siłę wydłużany, czasami przekombinowany i niestety traci na tym słuchacz. Płyta wydaje się chaotyczna, ale miewa swoje ciekawe momenty, jest kilka godnych uwagi melodii czy riffów. Band grać potrafi, tylko jakoś nie potrafi wykorzystać swój potencjał. Szkoda.
Ocena: 6/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz