Choć
dzisiaj pełno jest nowoczesnego grania, choć w metalu jest teraz
tyle różnych pod gatunków, to jednak mimo tego całego
natłoku nowoczesnego grania wciąż jest pełno kapel, które
nawiązują do tradycji, do klasycznego heavy metalu i to tego z
okresu lat 80. Co raz więcej pojawia się młodych kapel, które
starają się osiągnąć sławę stosując sprawdzone chwyty,
opierając się na oklepanych motywach, utrzymując płomień
tradycyjnego heavy metalu. Do grona tych młodych zespołów
obok STRIKER, WHITE WIZZARD czy SKULL FIST zaliczyć należy również
kanadyjski BETRAYER, który łączy w swoim stylu muzycznym coś
z tradycyjnego heavy metalu, hard rocka, w mieszając czasami pewne
elementy thrash metalu. Można w muzyce Kanadyjczyków odnaleźć
wyraźne wpływy takich kapel jak IRON MAIDEN, SCORPIONS, ANVIL,
HELIX, czy tez DIO. ,Historia zespołu sięga roku 1996 kiedy to
wokalista i gitarzysta zespołu Jeff Klingbeil oraz perkusista Shawn
Bastien założyli zespół uzupełniając skład gitarzystą
Williamem Lozonem i basistą Sinanen Khalafem. W 2001 roku zespół
wydał „Rusted Icons” jako debiutancki album, zaś w 2005 roku
mini album „Showed Force”, zaś w 2007 roku “Headed for
Disaster” . Teraz po 5 latach zespół powraca z nowym
albumem, a mianowicie „Betrayer”.
Czego
należy się spodziewać po tym krążku? Soczystego, dopieszczonego
pod względem technicznym brzmienia? Tak. Prostych chwytliwych
melodii, które mało szybko i łatwo wpaść w ucho? Tak.
Przebojów, które sprawiają że płyta jest atrakcyjna?
Tak. Rytmicznych partii gitarowych, które stawiają na energię
i melodyjność? Ciekawe pojedynki solówkowe? Tak. Zapadający
w głowie wokal, który napędza resztę elementów
składowych? Tak. Urozmaicony i w miarę równy materiał? Tak.
To wszystko oddaje charakter płyty, jednak wtórny charakter
oraz tylko dobre granie powstrzymuje, wręcz hamuje zespół
przed zaprezentowaniem czegoś o wiele ciekawszego aniżeli
odgrzewane kotlety. Na albumie są i utwory zadziorne jak „Beyond
The grave” , utwory o
rozbudowanej formie z progresywnym zacięciem jak „World
Of Misery”, utwory z nieco
cięższym riffem jak „Convicted Soul”, czy
też utwory spokojne, klimatyczne jak „Innocence
Forgotten” . Nie brakuje
kompozycji, które mają ciekawą linię melodyjną i tak też
jest z stonowanym „Transformation”
nie brakuje tez mocnego i dynamicznego utworu utrzymanego w nieco
power metalowej formule i „Spirit of The Maker”
jest najlepszy z całej płyty, może właśnie przez nieco szybsze
tempo, ostrzejsze i trafniejsze partie gitarowe? Nie wiele gorzej się
prezentuje melodyjny „New Horizons”
które stylistycznie jest jakże podobny. Nie zabrakło też na
albumie prawdziwego wypełniacza w postaci „Love Is
Pain”.
Może
nie jest to album, który zapada jakoś specjalnie w pamięci,
może nie jest to album, który będzie wliczany do najlepszych
tegorocznych albumów w kategorii heavy metalu, ale jest to
solidne dzieło z mocnymi utworami, które sprawiają że
słucha się całości nawet przyjemnie. Dobry album metalowy dla
mało wymagających słuchaczy.
Ocena:
6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz