Niemiecki thrash metal ma swój
charakterystyczny wydźwięk, gdzie jest zawsze nieco toporności,
gdzie jest nacisk na agresje, na mrok i ryczący wokal. KREATOR czy
SODOM to jedne z takich pierwszych lepszych przykładów tego
rodzaju muzyki. Niektóre zespoły jednak mimo grania na równie
genialnym poziomie, grając w oryginalny sposób, nawet łamiąc
przy tym charakterystyczny dla niemieckiego thrash metalu styl
stawiając na bardziej amerykański nie miały tyle szczęścia i
zazwyczaj gdzieś rozpadały się w dalszym okresie działalności.
Tak też było z niemieckim PYRACANDA. Kapela została
założona w roku 1987 i swoją oryginalnością, granie melodyjnego,
energicznego thrash metalu przesiąkniętego technicznym graniem i
elementami progresywnymi nasuwa takie kapele jak GRINDER, LIVING
DEATH, czy też TOXIC. Po nagraniu dema, w roku 1990 przyszedł czas
na debiutancki album w postaci „Two Sides Of Coin” który
charakteryzuje się niezwykłą energicznością, znacząca liczbą
intrygujących, wyszukanych melodii, które z dużą łatwością
w padają w ucho, a także masa elektryzujących solówek i
idealnie dopasowanym technicznym wokalem, który nawiązuje
właśnie do TOXIC czy też ANTHRAX, gdzie wokalista jest bardziej
heavy/power metalowy aniżeli typowo thrash metalowy. Ten album to
dzieło skończone, które sprawia że PYRACANDA jest zespołem
który wyróżnia się na tle innych kapel thrash
metalowych. Melodie, solówki gitarowe w dużej mierze nasuwają
strukturę bardziej speed/power metalową, z kolei rozpędzona sekcja
rytmiczna i ostry wydźwięk motywów nasuwają progresywny,
techniczny thrash metal. Mieszanka zabójcza. To wydawnictwo
jest idealne zarówno od strony wizualnej jak i czysto
muzycznej. Mamy ciekawą i klimatyczną okładkę, soczyste i lekko
surowe brzmienie, który podkreśla techniczny wydźwięk
całości.
Gdyby nie potencjał, wysokie
wyszkolenie techniczne muzyków jak i ich pomysłowość to
zapewne byśmy słuchali kolejnego przewidywalnego krążka thrash
metalowego. Jest wyśmienity Hansi Nefen, który nasuwa manierę
wokalistów TOXIC, METAL CHURCH z naciskiem na Mike'a Howe'a
czy też Belladony z ANTHRAX. Nefen nadaje utworom mocy, energii,
prawdziwego kopa, ale także klimat i przystępność materiału,
który jest bez wątpienia bardzo przebojowy. I tak samo
ogromne wrażenie wywiera duet Vaupel/Fischer który serwuje
świetne solówki niczym asy z rękawa. Tak się powinno grać
thrash metal, heavy metal. Grać z ogniem, z kopem, zachowując
dynamikę, oryginalność i melodyjność. Ciężko jest tworzyć i
aranżować utwory zachowując te cechy, a im się to udało. To co
znajdziemy na tym albumie to czysty majstersztyk i thrash metal z
najwyższej półki. Rozpoczęcie w postaci "Top Gun"
przyprawia o ciarki. Jest intrygujący motyw, który nasuwa
bardziej amerykańskie kapele aniżeli niemieckie. Gitary brzmią
fantastycznie, słychać surowość taką znaną z thrash metalowych
albumów, ale też ta melodyjność godna speed/power metalowej
konwencji. Solówki i ich lekkość, zróżnicowanie,
energiczność, melodyjność przyprawia o euforię. Jest dynamit,
zróżnicowanie i przebojowy charakter. Rozpędzona sekcja
rytmiczna, z pulsujący basem i dynamiczną perkusją, to aspekt,
który również napędza cały album i świetnie to
słychać w zróżnicowanym i szybkim “Democratic Terror”.
Każdy utwór jest
potencjalnym przebojem i killerem, a te cechy wyraźnie dają o sobie
znać w melodyjnym “Delirium Tremens”
który zawiera elementy MEGADETH, ANTHRAX, TOXIC. W takiej
konwencji utrzymany jest „Challenge Cup”
który pokazuje jak zespół dobrze się czuje się w
szybkich kompozycjach, gdzie jest thrash metal, jest też i speed
metal i pewne cechy progresywnego grania. "Rigor
Mortis" to
utwór, który w
swojej strukturze zachwyca zróżnicowaną sekcją rytmiczną i
chuligańskim refrenem. Zespół nie ma problemów
stworzyć kompozycje liczącą 7 minut jak “Welcome To
Crab-Louse City” gdzie górę
bierze klimat, masa licznych motywów, od balladowych po
szybkie i dynamiczne. Jest to utwór, który podobnie jak
reszta zostaje na długo w głowie. Nawet kawałek jak “Dreamworld”
który w swojej
konwencji nawiązuje do hard rocka i NWOBHM wypada znakomicie i
idealnie uzupełnia całość. Zespół radzi sobie jak widać
z każdą konwencją, stylem. Na koniec mamy znów
charakterystyczne dla tego zespołu petardy czyli „Looser”
i „Dont Get Infected”
, oparte na rytmicznych motywach i rozpędzonej sekcji rytmicznej, z
zachowaniem tendencji przebojowej.
Arcydzieło
to pierwsze słowo jakie mi się nasuwa w przypadku „Two Sides of
Coin”. To wydawnictwo jest idealne. Brzmienie dobrze wyważone i
idealnie pasujące do zawartości, która brzmi świeżo.
Znajdziemy tutaj przede wszystkim dynamiczne utwory, które
zachwycają energią i melodyjnością. Nie brakuje tutaj świetnych
solówek, intrygujących i oryginalnie brzmiących melodii, a
umiejętności muzyków sprawiają że nie ma słabych utworów.
Jeden z najlepszych albumów thrash metalowych jakie słyszałem.
Może mało niemiecki, może bardziej amerykański, ale za to jaki.
Szkoda tylko że zespół po nagraniu dwóch albumów
zmienił nazwę na ILEX gdzie w roku 1996 się ostatecznie rozpadł.
Zostawili po sobie jednak arcydzieło, które nie straciło na
świeżości i wciąż zachwyca, czego najlepszym przykładem jestem
ja.
Ocena:
10/10
Album Thorns bardziej mi się podoba. Jest całkiem inny. To progresywmy thrash a'la Megong Delta no i ma zajebisty utwór tytułowy Thorns. Najdziwniejszy kawałek jaki w życiu słyszałem za to bardzo wciągający.
OdpowiedzUsuń