Mieszanie symphonic metalu z
heavy/power metalem, z progresywnymi patentami brzmi nieco
odstraszająco, ale właśnie taki styl muzyki metalowej preferuje
młody debiutujący włoski zespół o nazwie WIND ROSE.
Ten młody band został zawiązany w 2004 roku z inicjatywy
gitarzystę Claudio Falconciniego, perkusistę Dana Viscontiego i
klawiszowca Federico Meranda. Kapela zaczynała jak cover band
SYMPHONY X, DREAM THEATER czy też BLIND GUARDIAN. W takiej formule
zespół funkcjonował do roku 2009 kiedy zaczęli pracę nad
własnym materiałem. W 2010 wydali mini album, a teraz w tym roku
można się cieszyć pełno metrażowym albumem „Shadows Over
Lothadruin”, który jest koncept albumem, który
porusza tematykę fantasy. Realizacja i pracę nad wydawnictwem
musiały być okupione potem i trudną pracą, bo album został
otoczony miła dla oka okładką i dobrym brzmieniem, wpisującym się
w standard porządnych już albumów. Jednak mimo dobrego
starannego przygotowania, jest sporo nie dociągnięć. Co z tego, że
w muzyce WIND ROSE słychać wpływy takich kapel jak : SYMPHONY
X, BLIND GUARDIAN, DRAM THEATER, ANGRA, ADAGIO czy też AVANTASIA,
skoro nie jest to ta sama liga? Pojawiają się pewne patenty,
fragmenty, jest pomysł co do kierunku grania, jednak brzmi to
chaotycznie i mało przekonująco. Przede wszystkim brak większego
entuzjazmu w stosunku do muzyki WIND ROSE należy upatrywać w
niezbyt przekonujących umiejętnościach muzyków. Wokalista
Francesco jest nijaki, nie ma charyzmy, nie potrafi tez przyciągnąć
uwagi słuchacza pod względem mocy. Potrafi swoją łagodnością
nieco uśpić czujność. Gitarzyści Claudio/ Daniele grac potrafią,
jednak na tym kończy się ich robota. Ciężko tutaj o jakieś
ciekawe partie, riffy, motywy, wszystko jest jakby bez zaangażowanie,
bez pomysłu i bez ciekawych aranżacji.
Materiał
jest niestety nudny, rozlazły i na sił e wydłużony. Sporo
przerywników dla ubogacenia formy, wręcz szkodzi materiałowi
i przyczynia się do jego klęski. Oczywiście jest kilka dobrych
momentów jak melodyjność w „Endless
Prophecy”,
folkowy motyw „ Siderion”,
który zaliczam do najlepszych na płycie, dynamiczność i
dość ostry riff w „Oath
To Betray”
i niestety choć to nie są wybitne utwory to i tak najlepsze z tego
godzinnego materiału i reszta jest ciężko strawna, nijaka i
tworzona jakby na siłę. A to jest przesadzone z lekkością,
spokojnym charakterem w „Son
of a Thousand Night”, a
to progresywnym zacięciem w „The
Fourth Vanguard”,
czy też długością utworów jak to ma miejsce w przypadku „
Majesty”.
Ciężko
napisać coś pozytywnego o tym albumie, ciężko również
strawić ów materiał, bo jest chaotycznie, zespół
chciał dużo patentów przemycić nie ozdabiając w ciekawe
pomysły i techniczne aranżacje. Jeden z najgorszych tegorocznych
dzieł w kategorii heavy metalu. Jednym słowem, szkoda czasu
marnować na taką amatorszczyznę i to w dodatku na tak niskim
poziomie.
Ocena:
2/10
nie wiem nic na temat muzyki ... Ten album jest wspaniały i mistrzowskie ... słuchaj go!
OdpowiedzUsuńHmm a co w nim takiego wspaniałego? Możesz mnie oświecić? Może ja coś przeoczyłem?
Usuń