Heavy/ Power metal będący mieszanką
takich kapel jak ICED EARTH, RIOT, czy też ocierający się o
bardziej klasyczny metal OMEN brzmi dość interesującą i też tak
początkowo myślałem o amerykańskim GOTHIC KNIGHTS, który
przecież nie należy do grona tych zespołów, które
można określić mianem żółtodziobów. Zespół
istnieje od roku 1990 i od momentu kiedy został założony przez
gitarzystę John Tzantis zespół nagrał kilka dem z czego
pierwsze „To Hell and Back” z 1994 i 4 pełne albumy, z czego
ostatni krążek zespół wydał niedawno bo w tym roku,
jednakże “Reflections from the Other Side” to nie jest
dzieło, które rzuca na kolana, album który zapada
głęboko w pamięci, czy też album na temat którego można
prowadzić długie dyskusje. Jest to jeden z tych albumów,
który potrafi zauroczyć soczystym brzmieniem, czy też choćby
Rickiem Sanchezem, który stara się pod względem wokalnym
łączyć manierę Tima Owensa i innych wokalistów z ICED
EARTH i to jest wg mnie plus. Technicznie nie zawodzi i ma w sobie
ogień. Niestety na tym bym zakończył wymienianie plusów, bo
ani umiejętności pozostałych muzyków, ani tym bardziej
rozlazły i chaotyczny materiał nie przekonują do albumu, a jedynie
utwierdzają w przekonaniu, że jest to słaby i męczący album,
który zawiera tylko parę dobrych fragmentów.
Dużym minusem obok przeciętnych,
wręcz słabych umiejętności muzyków jest długi i rozlazły
materiał, który trwa ponad 1h, przy czym większość utworów
trwa ponad 6min. Pomysły związane z kompozycjami, są chybione,
mało atrakcyjne, pomimo tego że pojawiają się właśnie
inspiracje nawiązujące do IRON MAIDEN co słychać „Devils
Playground” i dużej dawki ICED EARTH o czym świadczy niemal
cała reszta kompozycji. Począwszy od ostrego „Death from
Above” który pokazuje pewne zapożyczenia z ICED EARTH
czy tez JUDAS PRIEST. Wokal jak najbardziej dopasowany, melodie
nieco rozegrane na siłę, ale utwór sam w sobie jest
przyjazny dla ucha. ICED EARTH słychać ponadto w klimatycznym i
dynamicznym „Welcome To My Horror” który mimo
swojego klimatu, brzmi nijako i nie porywa tak jak powinien. Oprócz
tego mamy nieco bardziej stonowane kompozycje jak „1689, Trial
of the Witch” czy też „Shadows Of time” gdzie
pojawiają się progresywne elementy, które raczej psują
ostateczny obraz tych kompozycji. Do udanych kompozycji, które
miło się słucha, które charakteryzują się szybkością i
power metalową konwencję, w lepszym wykonaniu to bez wątpienia
należy wymienić tutaj melodyjny „Lord of the Underworld”
czy też „Writing On The Wall” i to jest kierunek w jakim
zespół powinien pójść na następnym albumie.
Po raz kolejny przekonałem się dzięki
temu albumowi, że wzorowanie się na kapelach, że dopracowane
brzmienie to jedno, zaś umiejętności muzyków i materiał to
drugie. Niestety słuchając tego albumu miałem problem z
wysłuchaniem do końca, z uważnym słuchaniem i wchłanianiu
poszczególnych melodii. Album brzmi jakby był robiony na
siłę, bez wizji, bez pomysłu, bez zaangażowania. Płyta raczej
dla desperatów, czy też zagorzałych fanów ICED EARTH,
reszta może sobie darować.
Ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz