Czas na kolejne rzadkie wydawnictwo z
lat 80, a dokładniej z roku 1986, album, który został wydany
tylko w liczbie 1000 kopii, album, który został okryty
kurzem, album, który prezentuje muzykę z kręgu speed/power
metalu z pewnymi cechami thrashu łącząca elementy HELLOWEEN z
„Walls Of jericho” , IRON MAIDEN,JUDAS PRIEST, CARRION, czy też
METAL CHURCH. Tym albumem jest „Master Stroke”
kanadyjskiego OUTBREAK Może
okładka nie należy do najpiękniejszych, ale to znajdziemy w środku
przechodzi wszelkie oczekiwania. Nie oczekujcie jakiejś bogatej
historii na temat zespołu, bo takowej nigdzie nie ma. Wiadomo że
kapela została założona w roku 1984, a dwa lata później
rozpadła się, a muzycy poszli w kierunku innych kapel, jednak
zostawili po sobie jeden album, a le za to jaki. Na jakże wysoki
poziom owego albumu składa się wiele czynników. Mroczny
klimat nasuwający oczywiście płyty METAL CHURCH z początku
działalności, typowe dla lat 80 brzmienie, będące nieco surowe,
nieco prymitywne, aczkolwiek odkrywające to co najlepsze w heavy
metalu. Na tym nie koniec plusów tego wydawnictwa. Wyobraźcie
sobie, że sekcja rytmiczna nawiązuje do legendarnego IRON MAIDEN z
pierwszych płyt i to wyraźnie słychać w urozmaiconym, zadziornym
„Hell On Earth”.
Z kolei wokalista Kaizer Fist przypomina mi manierą swoją
wokalistów METAL CHURCH z naciskiem na Mik'e Howe'a , który
występował również w HERETIC i w każdym utworze można
poczuć ten klimatyczny wokal, który niszczy obiekty
zadziornością, owym zachrypniętym charakterem czy też śpiewaniem
w wysokich rejestrach, gdzie zbliża się do stylu śpiewania Johna
Olivy z SAVATAGE. Świetnie się spisuje w rozpędzonym, ocierającym
się o thrash metal „Mein Kampf” który
pokazuje jak urozmaicony jest album i jak dużo pozytywnej energii
nie się ze sobą.
To co
sprawia że album zapada w pamięci, że nie nudzi, to bez wątpienia
wyjątkowy styl grania muzyki przez Kanadyjczyków, to ich
umiejętności, poziom grania, czy też w końcu urozmaicony
materiał, który jest wypchany świetnymi oryginalnie
brzmiącymi kompozycjami, które są perfekcyjne w strukturze,
w aranżacji jak i pomysłowości. Mamy urozmaicony i zakręcony
„Master stroke”
który zaczyna się w dość stonowanej konwencji, ocierając
się o heavy metal/ NWOBHM, przechodząc w środkowej części w
power metalową petardę, ten chwyt jest dość często powtarzany,
ale nic dziwnego skoro to jest potęgą tego albumu. O atrakcyjności
krążka przesądza również urozmaicenie, wprowadzanie nieco
bardziej wyrazistych utworów, w nieco innej konwencji jak
choćby „Uber Alles”
z zapadającym wolnym motywem i wyrazistym wokalem Kaizera. Jeśli
ktoś wątpi w zdolności gitarowe Henricka Manna to radzę się
zapoznać choćby z takim nieco rockowym „Love”
czy też power metalową petardą „Leader” nawiązującą
do HELLOWEEN, METAL CHURCH jak wybornym gitarzystą jest Henrick,
który ma spory wachlarz pomysłów, wygrywa przeróżne
motywy, solówki, ma nie złe wyczucie rytmiki, cechuje się
swobodą, i stawianiem w partiach swoich na melodyjność, dynamikę
i złożoną formę. Piękne, melodyjne partie znajdziemy w
stonowanym i zadziornym „Spy Killer”.
Urozmaicenie, złożoność, sporo pokręconych i świeżych melodii,
pomysłowość to epitety pasujące do zamykającego „Triumph”
będący swego rodzaju popisem umiejętności gitarzysty Henricka.
Kanadyjczycy
nie potrzebowali kilku lat i płyt żeby nagrać arcydzieło, płytę
które od początku do końca będzie trzymać w napięciu
słuchacza. Dając mu cały czas powód do radości,zachwytów,
bo co kompozycja to przebój, killer. Nie ma wad, jest za to
masa silnych argumentów które sprawiają że nie można
inaczej ocenić tego albumu. Niesamowity wokal, mroczny klimat, a
także świeżo brzmiące kompozycje sprawiają że nie sposób
zapomnieć o tym świetnym albumie, który porwie każdego fana
starej szkoły speed/power metalu, kiedy to melodie nie musiały być
słodkie, żeby wpadać w ucho. Po tym albumie jednak drzwi do
wielkiej kariery niestały otworem, lecz nastąpiło rozpadnięcie
kapeli, a szkoda bo mieli ogromny potencjał.
Ocena:
10/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz