Chris Jericho to osoba, która
prowadzi dwa tryba życia. Z jednej strony jest gwiazdą wrestlingu,
a z drugiej pełni rolę wokalisty w heavy metalowym zespole FOZZY.
Zawsze stroniłem od zagłębiania się w muzykę tego zespołu,
jednak w tym roku postanowiłem się przełamać i zapoznać się z
ich najnowszym dziełem, a mianowicie „Sin And Bones”. To
już piąty album amerykańskiej formacji od czasu założenia owej
formacji w 1999 r przez Chrisa i Richarda Warda. Po pierwsze muszę
przyznać, że zespół dobrze sobie radzi, skoro nagrał piąty
album w swojej dość krótkiej karierze, a po drugie mnie
nieco szokuje, że jednak ktoś słucha tego zespołu. Nie jest to
muzyka na jakimś wysokim poziomie, nie ma też nie wiadomo jakich
popisów indywidualnych poszczególnych muzyków.
Jest to heavy metal wymieszany z hard rockiem i jest to muzyka jakiej
pełno na rynku. Niczego odkrywczego nie prezentuje piąty album i
ciężko o jakiś element który by wzbudziłby moje emocje.
Produkcja albumu to właściwie standard, wokal Chrisa jest
przyzwoity, bo jest taki dość mocny, nieco zadziorny, jednak tutaj
też większego szału nie ma. Brak zapadających kompozycji, brak
jakiś ciekawych partii gitarowych, oklepane i do bólu
przewidywalne motywy, to wady które przesądzają o tym, że
album właściwie nudzi swoją formą.
Mroczne wejście i wstawka z filmu”
książę Ciemności” w „Spider In My Mouth” napawa
optymizmem ale po wejściu pseudo ciężkiego, takiego niby
współczesnego riffu już zniesmacza. Pierwsze uczucie jakie
towarzyszyło, to poczucie, że zespół gra na siłę, bez
zaangażowania, bez emocji, bez przekonania i tak też brzmi ten
utwór. Ocierający się o groove metal, czy też rap
"Sandpaper" przypomina mi erę Busha w ANTHRAX i ten
kawałek jakby nawiązuje do tego rodzaju grania. Czy jest to
atrakcyjne, czy jest to miłe dla ucha? No właśnie nie i tutaj się
zaczynam zastanawiam czy FOZZY w ogóle wie jak grać metal?
Najwidoczniej nie. „Blood Happens” brzmi ciężko i
agresywnie, jednak chaos i niespójność sprawia, że się już
na tym etapie ma dość. Do zaakceptowania nawet jest i "Sin
and Bones" jednak brakuje mi tutaj stanowczości, kopa,
ciekawszej melodii. Po nieustannej dawce słabego grania, gdzie nie
ma niczego na czym można by zawiesić ucho, po licznych słabych
kompozycjach już myślałem że nic już mnie nie zaskoczy. A tutaj
na koniec zespół serwuje 10 minutowy kolos w postaci „Storm
The Beaches” który ma zadatki na nawet udany kawałek,
co słychać choćby po refrenie, ale wszystko psuje ciągnięcie
tego na siłę, toporny i mało porywający główny motyw i
rutyna, które jest tutaj wszędobylska.
Są zespoły, których sens
istnienia i fenomen nie rozumiem i FOZZY do nich należy. Po
przesłuchaniu owego wydawnictwa mam w dalszym ciągu problem
wymienić jakikolwiek plus. Ani wyczyny muzyków nie są godne
uwagi, solówki są ospałe, sekcja rytmiczna strasznie
monotonna, a kompozycje sprawią wrażenie robionych na siłę.
Etykieta heavy metal w przypadku tego albumu i zespołu raczej tylko
przyprawia o śmiech. Pretendent do miana najgorszego wydawnictwa
roku 2012.
Ocena: 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz