Niemiecka scena metalowa jest
specyficzna. Potrafi być przyjazna dla ucha, kryć w sobie nutkę
przebojowości lekkości, jednak najczęściej przejawia się w
postaci topornego, teutońskiego metalu którego nieodzownym
elementem jest surowe, zadziorne brzmienie, jest ostry i nieco
przewidywalny wokal typu Udo z ACCEPT czy Chrisa z GRAVE DIGGER.
Również charakterystycznym elementem owej układanki są
proste, ostre, ale jednocześnie nieco takie ospałe, czy tez toporne
partie gitarowe. Te wszystkie cechy wyraźnie dają o sobie znać w
przypadku niemieckiego zespołu SHAMWAY , który został
założony pod koniec lat 80. Nie powinno być dla nikogo
zaskoczeniem fakt, że jest to kolejny zespół, który
zanikł w gronie ciekawszych i bardziej ambitniejszych zespołów.
SHAMWAY to jedna z tych kapel, która po wydaniu debiutanckiego
albumu rozpadła się, a przyczyny nie odbiegają od tych już nam
znanych w przypadku innych kapel. Brak większej publiczności,
wtórny charakter, czy tez brak posiadania umiejętności
tworzenia kompozycji, które zapadają w pamięci. „Alice
Daily Wonderland” to solidny album, odzwierciedlający te
wszystkie przytoczone cechy. Konwencja albumu jest przewidywalna i
ciężko tutaj o jakieś zaskakujące momenty. Brzmienie jak na rok
1997 nie jest najlepsze i brakuje mu ogłady i dopracowania. Również
to co składa się na umiejętności muzyków jest dalekie od
muzycznego geniuszu i bliższe to jest staremu pospolitemu rzemiosłu.
Muzycy, oczywiście grac potrafią, Jednak sesyjny gitarzysta Torsten
Bulka, gra jakby bez przekonania, na pół gwizdka nie
wkładając w swoje partie serca. Wokalista Frank Fatlin nie jest
lepszym muzykiem, ale w jego przypadku można przyznać, że odgrywa
kluczową rolę w tym topornym niemieckim heavy metalu.
Można wytknąć kilka istotnych
błędów, jednak nie można zapomnieć, że duża rolę
odgrywa wydźwięk i jak prezentuje się całość. Może nie ma
niczego odkrywczego, może brakuje jakiś super elektryzujących i
zapadających kompozycji, ale wszystko jest zagrane na poziomie i
nawet to w jakie formie jest to podane przybliża nas do lat 80
aniżeli 90. „Time of the Moon” to dobry, solidny i
dynamiczny otwieracz. Jedne z najjaśniejszych momentów na
płycie. Rozpędzona sekcja rytmiczna, nawet chwytliwy refren i ostry
riff, sprawiają że utwór jest nawet atrakcyjny dla
przeciętnego odbiorcy. Fanom szybkich kompozycji podejdzie bez
wątpienia również „Victim Of Legend” który
cechuje się nie zwykłą rytmiką. Sekcja rytmiczna znakomicie
wypada w stonowanym „”Time of End” gdzie jest budowany
nieco tajemniczy klimat, a muzycznie nie sposób odpędzić
skojarzeń z GRAVE DIGGER, czy też właśnie ACCEPT. Za sprawą
wokalu Franka oraz topornego riffu i przebojowego charakteru utwór
„Gamble Of death” brzmi niczym zagubiony song owej legendy
niemieckiego metalu. Jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym
utworem na płycie jest moim skromnym zdaniem lekki i melodyjny
„Catch Up the Light” nawiązujący w dużej mierze do hard
rocka. Z kolei jednym z gorszych utworów na krążku jest 6
minutowy „Alice Daily Wonderland” który jest
zagrany jakby na siłę i bez pomysłu.
SHAMWAY to kapela średniej klasy, stawiająca na solidność i rzemieślniczy charakter. Brak jakiś super technicznych aranżacji, pomysłowości co do stylu grania, kompozycji, brakuje też utworów, które wybijały się ponad przeciętność. Dobry album, który dobrze się słucha. Płyta kierowana raczej do fanatyków niemieckiej sceny metalowej.
Ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz