czwartek, 16 sierpnia 2012

METALMORFOSIS - ...Through Space ..and Time (2012)

Podróże w czasie, kosmos i tematyka s-f to coś co jest charakterystycznego dla młodziutkiego METALMORFOSIS z Grecji. Kapela powstała w 2000r po dwóch mini albumach w końcu prezentuje światu swój pełnometrażowy debiutancki album „..Through Space...and Time”. Już samą tematykę, klimat i pomysłowość co do warstwy lirycznej trzeba dać zespołowi dużego plusa. Jest to wciąż tematyka, które nie została w pełni wyczerpana i wciąż brakuje kapel metalowych poruszających się po tym gruncie. Kolejny plus na pewno przyznam im za granie melodyjnego heavy/power metalu, który mimo wtórnego charakteru zachwyca. W dobie istnienie jakże licznej grupy zespołów grających wtórnie, wzorujących się na starych kapelach jest to istotna i znacząca cecha, ponieważ mimo oklepania i sprawdzonych chwytów, zespół potrafi zachwycić i zadowolić słuchacza. METALMORFOSIS w pierwszej kolejności stawia na klimat o czym znakomicie świadczy okładka budząca nie pokój i zimny, tajemniczy klimat które przewija się przez każdą kompozycję, kumulując się w dwóch ostatnich kompozycjach, czyli „Endless Blue” oraz „Through Time..and Space”. Tutaj można poczuć się niczym uczestnik kina s-f. To co również przesądza o atrakcyjności owego albumu to dopieszczenie brzmieniowe, podkreślające klimat s-f płyty, staranne aranżacje muzyków, którzy potrafią coś więcej niż tylko odgrzać stare i takie nieco powszechne melodie i trzeba przyznać, że drzemie w nich potencjał. Osobą która pociąga za sznurki jest Nick Banger. Pełni on w zespole dwie funkcje, a mianowicie funkcje wokalisty i gitarzysty. W przypadku tej pierwszej roli, ma to coś co sprawia że zapada w pamięci. Ma charyzmę, potrafi śpiewać w różnych tonacjach, kiedy trzeba stawia na mrok czy też śpiewanie w wysokich rejestrach. Jest to bez wątpienia kolejny mocny punkt tego albumu. W roli gitarzysty wraz z z gitarzystą Redpassionem tworzy zgrany duet, który nie powoduje tarć, nie ma jakiegoś chaosu, wszystko jest dopasowane i dostarcza sporo emocji słuchaczowi przez melodyjne, złożone i urozmaicone pojedynki na solówki. Już w otwierającym „Spectre” ta cecha jest wyraźnie wyeksponowana. Kolejną pozytywną rzeczą jest zwarte, szybkie granie, nie ma silenia się, jest materiał wyrównany i zróżnicowany trwający około 35 minut, co sprawia że album przypomina lata 80, kiedy liczyła się dobra zabawa, radość z grania, materiał, a nie forma i wypchanie na siłę płyty.

Tak mamy utwory klimatyczne, utwory melodyjne, pełniące rolę przeboju jak choćby taki „Angel On The Run” nawiązujący do stylistyki IRON MAIDEN, czy też ACCEPT. Mamy utwory rytmiczne, utrzymany w średnim tempie jak „Haunted House”,a także nieco ostrzejsze, przesiąknięty niemiecką topornością spod znaku ACCEPT czy też GRAVE DIGGER co słychać w takim „Time To Die” . Nie zabrakło też prawdziwej power metalowej petardy w postaci „Over The Waves” gdzie każdy z muzyków podkręca poziom, zwłaszcza sekcja rytmiczna, która tutaj jest nadzwyczaj dynamiczna. Dopełnieniem zróżnicowanego materiału jest klimatyczna ballada „Watching From A Distance”, która prezentuje się nadzwyczaj dobrze, co tez należy uznać za sukces, bo dzisiaj naprawdę ciężko o dobrą, łapiącą za serce balladę.

Mimo silnej konkurencji w kategorii heavy/power metal, mimo tylu zacnych tegorocznych płyt debiut METALMORFOSIS zapada w pamięci i prezentuje się nadzwyczaj bardzo dobrze. Jest pewien powiew świeżości, choćby patrząc pod względem tematycznym, klimatycznym, a gdy się przyjrzy umiejętnościom muzyków, poszczególnym kompozycjom, gdy się wsłucha w materiał to można dojść do wniosku, że mimo wtórnego charakteru płyta brzmi na swój sposób świeżo. Album jest łatwy w odbiorze, co bez wątpienia zawdzięcza niezwykłej melodyjności i zwartej strukturze. Kawał porządnego, solidnego metalu prosto z Grecji z którym warto się zapoznać.

Ocena: 8/10

3 komentarze:

  1. jak dla mnie płytka bardzo słaba. Sczególnie wokal

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonałe !! Niesamowite przeżycie!!

    OdpowiedzUsuń
  3. No to dowodzi że zdania są podzielone, ale tak jest zawsze. W tym przypadku może nie jest to nic oryginalnego, ale forma podania, klimat i warstwa liryczna pozwala temu krążkowi potrafi się nieco wybić ponad to całe szare przeciętniactwo, którego ostatnio pełno.

    OdpowiedzUsuń