poniedziałek, 17 grudnia 2012

KNIGHTMARE - In death's Shadow (2012)

Bokami wam wychodzą kolejne zespoły power metalowe, które zamiast stawiać na autentyczność, oryginalność, które zamiast stawiać na świeżość i pomysłowość wybierają wtórność? Czujecie przesyt kapel zapatrzonych w GAMMA RAY, HELLOWEEN? No to może wywodzący się z Australii power metalowy zespół KNIGHTMARE przykuje waszą uwagę? Zastanawiacie dlaczego w przypadku tego zespołu miałoby być inaczej? Dlaczego niby kapela, która debiutuje miała by nagrać coś w miarę ciekawego, pomysłowego i innego niż to co do tej pory się słyszało?

Cóż, nie powiem, że KNIGHTMARE, który został założony w 2005 roku nie kryje swoich inspiracji IRON MAIDEN, kapelami power metalowymi, jednak nie ma mowy o kopiowaniu i granie wtórnie i przewidywanie. To nie ten rodzaj kapeli i na debiutanckim albumie „In Death 's Shadow” to słychać wyraźnie. Nie znajdziemy tutaj słodkiego i takiego prostego power metalu, który stawia na słodkość, czy taki prosty rodzaj konstrukcji utworów. Słuchając muzyki tej kapeli na debiutanckim krążku można dojść do wniosku, że starają się grać klimatyczny power metal, który cechuje podniosłość, bogata paleta aranżacji, melodii, no i ten epicki charakter, który w połączeniu z progresywnym zacięciem tworzy ciekawy duet, który dał niezły owoc. Choć cały album złożony jest z 7 rozbudowanych utworów to jednak nie ma mowy o nudzie, wręcz przeciwnie jest sporo urozmaiceń, sporo się dzieje podczas tych 6 czy 7 minut. „Cazador De Hombres” to jeden z takich pierwszych lepszych przykładów tego, że styl zespołu jest dość ciekawy, urozmaicony i że sporo się dzieje przez 6 minut. Mamy mocny riff, dużo zakręconych melodii i sporo wysiłku wkładają gitarzyści Besley/Munro, którzy wygrywają sporo ciekawych motywów i ten w tym otwierającym utworze jest tego przykładem. Brakuje mi nieco chwytliwości, bardziej ułożonej struktury, większego kopa i przebojowości, której tutaj niestety brak. Zespół tworzy w ciekawy sposób miesza epickość z power metalem i to jest dość miła niespodzianka i w każdym utworze to usłyszymy. Czy „Granted death” czy rytmiczny „False Prophets” z dużą dawką ciekawych, melodyjnych solówek, to nie ma znaczenia, bo i tak wszędzie jest epickość, progresywny charakter, elementy nawet melodyjnego death metalu co słychać w harsh wokalu, który gdzieś tam w tle się przewija czy też w melodyjnym wydźwięku całości. Melodyjny „Knightmare” w znakomity sposób ukazuje bardzo ważny element układanki zespołu, który odgrywa znaczącą rolę na debiutanckim albumie, a mianowicie wokal Micka Simpsona. Co w nim takiego intrygującego? Technika, styl, energia, moc jaka w nim drzemie, to właśnie ten wokal wnosi sporo energii jak i kopa w przypadku tej kapeli i ich debiutanckiego albumu. Na szczególną uwagę zasługuje ponad 10 minutowy instrumentalny utwór o nazwie „Judgment” który zamyka album. Urozmaicenie i bogactwo aranżacji to cechy, które tutaj wyraźnie dają o sobie znać.

Nie lubię dłużyzn, nie jestem fanem też progresywnych patentów a mimo to zespół nie wzbudził u mnie negatywnych uczuć. Dlaczego? Bo nagrali solidny album, pokazując że można nagrać ciekawy album, urozmaicony, podniosły i taki przesiąknięty epickim charakterem, a wszystko dzięki swoim umiejętnościom, które słychać na każdym kroku. Czego jest tutaj najmniej to melodyjności, dynamiczności, czy też przebojowości, ale nie jest to powód do narzekania, bo mimo braku tych elementów album się broni. Na pewno jest to wydawnictwo godne uwagi.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz