niedziela, 9 marca 2014

AIRBORN - Dark Future Rising (2014)

Jeśli chodzi o Włochy to trzeba przyznać, że tamtejsze zespoły power metalowe specjalizują się w symfonicznym graniu i bardziej takim epickim i podniosłym. Ale zdarzają się też kapele o bardziej niemieckim charakterze i tutaj należy wyróżnić Airborn. Kapela która nie kryje swoich zamiłowań do Helloween, Gamma Ray, Accept, czy Running Wild, a poza tym w swojej muzyce starają się nawiązać do klasyków Judas Priest czy Iron Maiden. Niemiecki charakter nadał tej kapeli też na dwóch albumach nie kto inny jak sam Piet Sielck. Od ostatniego wydawnictwa minęło 5 lat i teraz Airborn powraca z nowym albumem „Dark Future Rising”, który ma nam przywołać stare dobre czasy włochów z pierwszych dwóch albumów.

Skład zespołu mimo takiej długiej przerwy nie uległ zmianie, a stabilność zawsze ma swoje odbicie w materiale jaki słyszymy. Na pewno udało się nagrać dość równy album, ale niestety materiał jest zbyt długi i momentami niezbyt przekonujący. Słychać oczywiście nawiązania do pierwszych dwóch albumów i sporą rolę znów odegrało brzmienie zmącone przez Pieta Sielcka. Słychać tą niemiecką manierę i toporność. Zwłaszcza w „Force Of Nature” czy „Jack of All Trades”, które są utrzymane w średnim tempie. To co zawsze napędzało ten zespół to oczywiście wokal Alessio, który ma dość ciekawą manierę przypominającą nieco Kaia Hansena czy Chrisa Baya z Freedom Call. Techniki w tym za grosz, ale pasuje do całego tła które kreują gitarzyści. Tutaj duet Alessio – Roberto spisuje się prawidłowo, wręcz podręcznikowo. A szkoda, że nie starają się wykroczyć poza pewne ramy, że nie starają się zaskoczyć. Przez to właśnie płyta jest nieco nudna i monotonna. Choć pojawiają się dobre melodie, power metalowe szarże, to jednak czegoś brakuje. Z przebojowością na albumie też nie jest znów tak najlepiej. Chciałoby się usłyszeć więcej takich petard jak otwieracz „They Arise”, który ma coś z Running Wild, zwłaszcza w końcowej fazie utworu. „Mess were in” z kolei pokazuje nam nieco inne oblicze. Tutaj słychać ciężki riff, niemiecką manierę w stylu Iron Savior. Do grona ciekawych utworów można zaliczyć „Reign of Human Race”, przesiąknięty Primal Fear „King Of fear” czy power metalowy „Solar Messiah”. Znacznie gorzej radzi sobie z dłuższym utworem co pokazuje „Resurrection”.

5 lat czekania i właściwie nie wiele z tego wynikło. Sam album średnich lotów, z kilkoma przebłyskami. Największą wadą jest zbyt długi materiał no i za mało ilość przebojów, przez co album nie zapada w pamięci. Album dobry do przesłuchania na jeden raz. Tak w ramach oczekiwania na inne ciekawsze albumy jak choćby nowa Gamma Ray.

Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz