Jeśli chodzi o Włochy
to trzeba przyznać, że tamtejsze zespoły power metalowe
specjalizują się w symfonicznym graniu i bardziej takim epickim i
podniosłym. Ale zdarzają się też kapele o bardziej niemieckim
charakterze i tutaj należy wyróżnić Airborn. Kapela która
nie kryje swoich zamiłowań do Helloween, Gamma Ray, Accept, czy
Running Wild, a poza tym w swojej muzyce starają się nawiązać do
klasyków Judas Priest czy Iron Maiden. Niemiecki charakter
nadał tej kapeli też na dwóch albumach nie kto inny jak sam
Piet Sielck. Od ostatniego wydawnictwa minęło 5 lat i teraz
Airborn powraca z nowym albumem „Dark Future Rising”, który
ma nam przywołać stare dobre czasy włochów z pierwszych
dwóch albumów.
Skład zespołu mimo
takiej długiej przerwy nie uległ zmianie, a stabilność zawsze ma
swoje odbicie w materiale jaki słyszymy. Na pewno udało się nagrać
dość równy album, ale niestety materiał jest zbyt długi i
momentami niezbyt przekonujący. Słychać oczywiście nawiązania do
pierwszych dwóch albumów i sporą rolę znów
odegrało brzmienie zmącone przez Pieta Sielcka. Słychać tą
niemiecką manierę i toporność. Zwłaszcza w „Force Of
Nature” czy „Jack of All Trades”, które
są utrzymane w średnim tempie. To co zawsze napędzało ten zespół
to oczywiście wokal Alessio, który ma dość ciekawą manierę
przypominającą nieco Kaia Hansena czy Chrisa Baya z Freedom Call.
Techniki w tym za grosz, ale pasuje do całego tła które
kreują gitarzyści. Tutaj duet Alessio – Roberto spisuje się
prawidłowo, wręcz podręcznikowo. A szkoda, że nie starają się
wykroczyć poza pewne ramy, że nie starają się zaskoczyć. Przez
to właśnie płyta jest nieco nudna i monotonna. Choć pojawiają
się dobre melodie, power metalowe szarże, to jednak czegoś
brakuje. Z przebojowością na albumie też nie jest znów tak
najlepiej. Chciałoby się usłyszeć więcej takich petard jak
otwieracz „They Arise”, który ma coś z
Running Wild, zwłaszcza w końcowej fazie utworu. „Mess were
in” z kolei pokazuje nam nieco inne oblicze. Tutaj słychać
ciężki riff, niemiecką manierę w stylu Iron Savior. Do grona
ciekawych utworów można zaliczyć „Reign of Human
Race”, przesiąknięty Primal Fear „King Of fear”
czy power metalowy „Solar Messiah”. Znacznie gorzej
radzi sobie z dłuższym utworem co pokazuje „Resurrection”.
5 lat czekania i
właściwie nie wiele z tego wynikło. Sam album średnich lotów,
z kilkoma przebłyskami. Największą wadą jest zbyt długi materiał
no i za mało ilość przebojów, przez co album nie zapada w
pamięci. Album dobry do przesłuchania na jeden raz. Tak w ramach
oczekiwania na inne ciekawsze albumy jak choćby nowa Gamma Ray.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz