To w jaki sposób
rozpoczął swoją karierę francuski Nightmare wzbudzało podziw i
poruszenie w sferze heavy/power metalu. Debiutancki album „Waiting
For The twilight” wypadł znakomicie i zyskał sobie spore grono
fanów. Co ciekawe mogłoby się wydawać, że zespół
zrobi długoletnią furorę, zwłaszcza w latach 80. Niestety tak się
nie dzieje. Po wydaniu drugiego krążka w postaci „Power Of The
Universe” kapela się rozpadła w 1987 roku. Powróciła
dopiero w 1999 roku. Wróćmy jednak na dłuższą chwilę do
roku 1985 kiedy to został wydany „Power Of The Universe”.
Już debiutancki album
zawiesił poprzeczkę zespołowi bardzo wysoko. Wynikało to z tego,
że „Waiting For The Twilight” był poukładanym albumem, a
przede wszystkim można tam się doszukać pomysłowych melodii,
motywów gitarowych. Klimatyczne brzmienie, popis umiejętności
muzyków no i wykreowanie przebojowego charakteru sprawiło, że
krążek stał się znakomitym debiutem w kategorii heavy/power
metal. Wyznaczył również poziom i styl Nightmare. Na drugim
albumie zespół postanowił właściwie poddać się
kontynuacji stylu wypracowanego na pierwszym wydawnictwie. Okazało
się o tyle ciężko, bowiem zespół był bez wokalisty
Houperta. Mieli za to charyzmatycznego Jean Marie Boix, który
odszedł w 1999 roku. Nadał on muzyce Nightmare bardziej drapieżnego
charakteru, a także nadał kompozycjom bardziej heavy/power
metalowego wydźwięku. Jego popisy na „Power Of The Universe” są
po prostu ponadczasowe i miło słucha się tego po latach od
premiery. Już w otwieraczu słychać co potrafi Jean. „Running
For The deal” to taki nieco mroczniejszy heavy/power metal,
który pokazuje, że europejska formacja może zbliżyć się
do amerykańskiego power metalu. Brzmienie jest nieco toporniejsze,
nieco bardziej przybrudzone i najbardziej to zostaje wyeksponowane w
„Diamond Crown”. Zespół potrafi nas
zauroczyć bardziej heavy metalowym kawałkiem z przesyceniem Judas
Priest, czy Chastain. Dobrze to zostało ujęte w „Prowler In
The Night”. Drugi album podobnie jak i debiut jest
przepełniony ciekawymi i intrygującymi popisami gitarowymi i tutaj
zarówno Dominicis jak i Stripolli wykazują się niezłym
wyczuciem i techniką. Nawet z takiego stonowanego „Power Of
The Universe” wycisnęli więcej niż się dało. Płynnie
szybko przechodzimy do nieco szybszego „Lets Go”, ale
smak rasowego przeboju dopiero można poczuć w „Judgement
Day”.
Jeśli ktoś zwątpił czy to jest power metal, to z pewnością
„Princess Of The Rising Sun”
je rozwieje. Całość zamyka rozbudowana ballada „Invisible
World”.
Drugi
album Nightmare jest jak najbardziej udany, ale nie przebił w żaden
sposób debiutu. Siła przebicia widocznie za słaba. Sama
konstrukcja, styl i aranżacje jak najbardziej na wysokim poziomie i
nie sposób się tutaj nudzić. Płyta jest urozmaicona i
złożona,a w dodatku bardzo miła w odsłuchu, a wszystko za sprawą
melodyjnego charakteru płyty. Potem jednak zespół się
rozpadł by powrócić w 1999 roku i przywrócić swoją
pozycję jaką osiągnęli w latach 80. Trzeba przyznać, że im się
to udało. Sam album oczywiście polecam.
Ocena:
8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz