poniedziałek, 24 marca 2014

BRAINSTORM - Firesoul (2014)

Kiedy w połowie lat 90 był bum na power metal, nagle zaczęło powstawać wiele formacji, które chciały poszerzać ten gatunek muzyczny. Do tego szerokiego grona na pewno należy zaliczyć niemiecką formację Brainstorm. Choć powstała pod koniec lat 80, to jednak ich przygoda z power metalem na dobre rozpoczęła się w 1997 roku. Można rzec, że ta kapela nie wie co to zmęczenie, nie wie co to złożenie broni i poddanie się. Mają na swoim 10 albumów i kilka jakże udanych wydawnictw, które ustawiły ten zespół w drugiej, a może nawet i pierwszej lidze jeśli chodzi o power metal. Nic nie muszą udowadniać to fakt, ale stęskniłem się za jakimś mocniejszym uderzeniem, a przede wszystkim za graniem melodyjnym i godnym zapamiętania. Niestety ostatnie wydawnictwa do takich nie należały. Czy nowy album „Firesoul” to nadzieja na coś lepszego? Może powrót do korzeni?

Takie nadzieje zrodziły się w momencie spojrzenia na okładkę, która wygląda podobnie do tej zdobiącej „Soul Temptation”. Jednak materiał nie jest już tak łatwy do porównania. Jasne Brainstorm nie zamierza udawać kogoś kim nie jest, tak więc słychać od samego początku że trzymają się swojego stylu. Jest to dalej power metal. Agresywny, melodyjny, nieco amerykański, ale wciąż na solidnym poziomie. Pytanie tylko czy udało się zmajstrować ciekawszy materiał, kompozycje które dałyby się zapamiętać? I to jest dobre pytanie, bowiem Brainstorm miał ostatnio z tym problem. Od czasu „Downburst” nic ciekawego nie pojawiło się. Nie owijając w bawełnę trzeba stwierdzić, że „Firesoul” miał potencjał na bardzo dobry album, ale nie został w pełni wykorzystany. Jest soczyste i takie drapieżne brzmienie, nie brakuje ostrych zagrywek Torstena i Milana, ani mocnego uderzenia, tylko momentami górę bierze toporność czy monotonność i wtedy robi się nie ciekawie. Wciąż ozdobą muzyki Brainstorm jest wokalista Andy B Franc, który ma mocny i doniosły głos, a jego zaloty pod Bruce'a Dickinsona można uznać za zaletę. Pisząc o monotonności miałem na myśli takie momenty jak „Recall The real”, które działają na nie korzyść Brainstorm. Słaby, nijaki utwór, który jest tylko wypełniaczem. Drugim takim zbędnym kawałkiem jest „The Choosen”. Rockowy „And i Wonder” tez jest tutaj zbyteczny. Zastanawiacie się gdzie w tym potencjał? Album poza tymi 3 utworami ma całkiem udany materiał, zwłaszcza jeśli ma się ochotę na agresywny, drapieżny power metal, z lekkim nowoczesnym feelingiem. Już otwieracz „Erased By The dark” wprawia słuchacza w dobry nastrój i pozwala mieć nadzieje na całkiem udany album. Troszkę brzmi to jak skrzyżowanie Firewind i Nightmare, ale przecież nie pierwszy raz Brainstorm gra ciężej i drapieżniej. W podobnej stylizacji utrzymany jest tytułowy „Firesoul”. Jednak zespół osiąga szczyt swoich możliwości w rozpędzonym „Shadowseeker” czy przebojowym „Feed Me Lies”. No i jest jeszcze znakomity „What Grows Inside”, który przenosi nas do najlepszych lat Brainstorm i można rzec, że to jest definicja stylu niemieckiej formacji.

Może „Firesoul” nie jest najlepszym albumem w historii Brainstorm, ale z pewnością znakomicie oddaje stare czasy i pokazuje że kapela wie jeszcze jak grać mocny power metal. Jest kilka niedociągnięć, słabych momentów, ale i tak całościowo jest to najlepszy krążek od czasów „Downburst”, a może i nawet właśnie „Soul Temptation”? Bardzo udany album, który pokazuje że zespół jeszcze stać na porządne wydawnictwa, które nie są przekombinowane i nijakie jak to miało miejsce przy ostatnich produkcjach. Warto sięgnąć po „Firesoul”.


Ocena: 7.5/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz