Gitarzysta Jack Starr dał
się poznać jako członek wielu kapel. Troszkę przewinęło się
tych formacji w jego karierze. Jednym z takich najbardziej
intrygujących okazał się Devil Childe, który został
założony w 1984 roku. Zespół długo nie istniał, ale
zostawił po sobie ślad w postaci jedynego albumu zatytułowanego po
prostu „Devil Childe”.
Skład tamtego zespół
wypełnił perkusista Joe Hasselvander znany bardziej z twórczości
Pentagram i basista Ned Meloni grający obecnie u boku Jacka Starra,
w jego obecnym zespole. Nazwiska to jedne z rzeczy która
intryguje i przyciąga uwagę, choć panowie bardzo umiejętnie
ukryli swoje tożsamości pod mrocznymi pseudonimami. O samym zespole
nie wiele więcej wiadomo poza tym kiedy grali i to że „Devil
Childe” to ich jedyny album. Nic dziwnego, że sam krążek nie
przysporzył formacji większego rozgłosu i zainteresowania. Płyta
jest nieco średnich lotów. Z jednej strony zaniedbane
brzmienie,które niszczy formę przekazu, a z drugiej materiał
obdarty z ciekawych melodii i przebojów. Czy taki zestaw może
wróżyć coś dobrego? Raczej nie i kiczowata okładka tutaj
nie jest błędem czy przypadkiem. To sygnał ostrzegawczy, że ten
krążek jest działem bardziej eksperymentalnym, gdzie muzycy
starają się wykreować mroczny klimat i stworzyć muzykę
zawierającą elementy Black Sabbath, Wichfinder General czy właśnie
Pentagram. Po części udało się oddać klimat tamtych zespołów,
choć zespół zawiódł w innych aspektach. Brakuje
ciekawych solówek, mocnych, godnych zapamiętania motywów
czy przebojów, które nadadzą płycie chwytliwego
charakteru. Tego nie ma. Odrobina NWOBHM ma pozytywny wpływ na
ostateczny efekt otwieracza „Childe” czy
rytmicznego „Rain Of Terror”. Joe jako wokalista
wypada dość blado. Kuśtyka jego technika oraz maniera, a momentami
brzmi to dość komicznie. Niestety, ale Jack Starr też nie popisuje
się swoim talentem. Wszelkie niedociągnięcia słychać nawet w
szybszym „Son Of The Witch”. Mroczny „Thru
The Shadows” , przesiąknięty Black Sabbath „Robber”
to
bez wątpienia najciekawsze momenty na płycie. A całość zamyka
stonowany „Beyond The Grave”,
który tez mógłby być bardziej urozmaiconym kawałkiem.
Niestety
ale ta płyta nie pozostawia po sobie dobrego wrażenia. Kiepskie
brzmienie, niedopracowane kompozycje, słaby występ gwiazd, w tym
Joe'go na wokalu. Nic dziwnego, że ten projekt muzyczny przeszedł
bez echa. Płyta średnich lotów, zwłaszcza jak na takich
muzyków jak Jack Starr. Można sobie darować
Ocena:
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz