wtorek, 11 marca 2014

SINBREED - Shadows (2014)

Gdy w roku 2010 Sinbreed wydał swój debiutancki album wiele fanów melodyjnego grania było pod wielkim wrażeniem, że można jeszcze grać power metal z takim oddaniem, z taką werwą i pomysłowością. Mogło się wydawać, że to kolejna kapela złożona z wielkich nazwisk, która nic nie wnosi do power metalu. Jednak Sinbreed oczarował wszystkich. Jednak ostatnie lata to zero aktywności i pojawiały się czarne myśli, że kapela się chyli ku upadkowi. I kiedy można było zakładać najgorsze, Sinbreed powraca z nowym albumem zatytułowanym „Shadows”.

Od poprzedniego wydawnictwa minęło 4 lata i w składzie pojawił się Marcus Siepen jako nowy gitarzysta, który jest dopełnieniem do Flo Laurina. Razem teraz dają czadu jeśli chodzi o riffy i solówki. Jest mocniejszy wydźwięk partii gitarowych i znakomicie to słychać w agresywnym „Shadows”. Nutka thrash metalowego feelingu, a wszystko utrzymane w melodyjnej, power metalowej formułę. Co ciekawe nie mamy tutaj kalki Blind Guardian, a tego pewnie co niektórzy oczekiwali. W końcu połowa składu Blind Guardian tworzy Sinbreed. Mamy w końcu tutaj Fredericka za perkusją i Marcusa jako drugi gitarzysta. Jednak udało się Sinbreed dalej grać mocny, agresywny i melodyjny heavy/power metal jaki zaprezentowali na debiucie. Nie na darmo płytę zdobi niemal podobna do okładki z debiutu. Nawet brzmienie nie uległo tutaj większej zmianie. Słychać tą niemiecką profesję. Stylistycznie oczywiście słychać inspiracje macierzystymi kapelami muzyków, ale nie jest to ani drugi Blind Guardian, Seventh Avenue, nie jest też to drugi Rebellion czy Persuader, choć ich wpływy też słychać. Sinbreed jest po prostu kolejnym znakomitym power metalowym zespołem. Choć płyta trzyma podobny wysoki poziom co poprzedni krążek, to jednak jest mniej takich wyrazistych hitów, mniejsza jest siła przebicia. Pamiętajmy jednak że materiał jest równy, przejrzysty i przemyślany, tak więc można zapomnieć o wypełniaczach. Gdzieś w tym wszystkim daje o sobie znać Accept i nie tylko tutaj chodzi o wokal Herbiego, ale tematykę i tutaj dobrym przykładem jest „Call to Arms”. Płytę promował od samego początku „Bleed”, który też otwiera płytę i jest to kawałek zachowany w proporcjach znanych z poprzedniego albumu. Jest ta znana nam dynamika, melodyjność i przebojowość. Jednak partie gitarowe zyskały tym razem na mocy i znacznie więcej się dzieje w tej kwestii. Frederick to dobry perkusista i jego praca zasługuje na uznanie. Radzi sobie w szybkich kawałkach i wie jak nadać utworom mocy i dobrze to słychać w „Reborn”. Blind Guardian znany z dwóch ostatnich albumów słychać w „Leaving The Road”. Przede wszystkim w początkowej fazie. Jedną z najlepszych petard na płycie jest „Far Too Long” i to jest dobry przykład jak powinno się grać power metal. Może przebojowość nie jest na takim poziomie jak na poprzednim albumie, ale partie gitarowe są soczyste, pełne werwy, energii i potrafią zaskoczyć. Obecność Marcusa sprawiła, że solówki i riffy mają więcej mocy i głębi, znakomicie to słychać w cięższym „Black Death”. Takich partii nie było słychać na „When Worlds Collide”. Dalej mamy kolejną petardę w postaci „Standing Tall” i chciałoby się żeby tak grał Blind Guardian, z taką szybkością i mocą, Całość zamyka kolejny mocny kawałek, a mianowicie „Broken Wings”. Spokojne, klimatyczne otwarcie nasuwa na myśl Blind Guardian. Tutaj zespół przez 7 minut pokazuje, że odnajdują się w dłuższych kompozycjach. Wychodzi im to bardzo dobrze i co ciekawe przejścia, motywy gitarowe w środkowej części nasuwają nic innego jak Blind Guardian. Kto wie może obecność Marcusa sprawi że kolejne albumy będą bliższe twórczości ślepego strażnika?

To było pewne, że Sinbreed nie zawiedzie i nie wypuści na świat słabego albumu. Jest wysoki poziom muzyczny, jest power metal pełną gębą, nie ma komercji i wciskania kitu. Jest czysty metal, agresja, dawka dobrych melodii. Jedynie czego brakuje to takich hitów jak na debiucie. Przez co album nieco jest słabszy, ale z pewnością warto zwrócić uwagę na ten krążek bo jest jednym z tych najlepszych w roku 2014. Dwóch członków Blind Guardian nagrało album który nie jest kalką pomysłów Blind Guardian i to należy uznać za sukces. Fajnie jest usłyszeć Marcusa w innym zespole niż tylko Blind Guardian. Ciekawe czy będzie to mieć wpływ na przyszły album ślepego strażnika? Oby tak.

Ocena: 8/10

p.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

1 komentarz:

  1. Nie jest to BG,ale też konkretne,równe metalowe granie.

    OdpowiedzUsuń