sobota, 17 października 2015

ARRYAN PATH - Terra Incognita (2010)

Dzisiaj cypryjski band Arryan Path jest znany i lubiany w świecie progresywnego czy też epickiego metalu. Ciężko zespół pracował na swój sukces i to już od roku założenia czyli 1997 roku. Początki nie były łatwe i w sumie pierwsze wydawnictwa też były nie do końca dopracowane i były słychać, że zespół bada teren i swoje możliwości. Jednym z pierwszych albumów tej formacji jest bez wątpienia drugi album zatytułowany „Terra Incognita”.

Cypryjski band nie brzmiał tutaj pewnie i do końca też nie był przekonany do tego co gra, co z reszta słychać. Był pomysł na siebie i na to co ma być zawarte na albumie. Zespół od samego początku chce zawrzeć w swojej muzyce klimat starożytnej Mezopotamii , Grecji czy Egiptu. Starają się tworzyć własne i dość oryginalne motywy, stawiać na urozmaicone i wyszukane melodie. Zespół nie idzie na łatwiznę i przez to ich muzyka jest bardziej wymagająca. Stylistycznie jest to epicki heavy/power metal w progresywnej odmianie. Specyficzna okładka i wyważone brzmienie raczej sugerują prowizorkę i płytę spisaną na straty. Nie do końca tak jest. Jeśli ktoś lubuje w twórczości Rhapsody, Crimson Glory czy Queensryche ten może odnaleźć się w tym co gra cypryjski band. Już otwierający „Cassiopeia” to złożona kompozycja, która najlepiej prezentuje styl grupy i ich muzyczne fantazje. Jest ostro, jest urozmaicenie, a miłym dodatkiem jest epicki klimat, który od samego początku otacza nas. Mocnym ogniwem zespołu jest świetny wokalista Nicholas Leptos, który jest pod wielkim wpływem Kiske czy Fabio Leone. Znakomicie wchodzi w wysokie rejestry, nie gubiąc się w technice. To właśnie dzięki niemu ten zespół tak daleko zaszedł. Gitarzysta Socratis i klawiszowiec George dobrze się rozumieją i ten duet sprawdza się przede wszystkim w takich szybszych kompozycjach jak „Molon Lave”. Cała płyta przepełniona jest klimatem starożytnych cywilizacji, o czym pisałem na samym początku. Dzięki tym elementom całość jest mocno progresywna. Dobrze to obrazuje klimatyczny „Terra Incognita” czy ponury „Ishtar”. Jeszcze inaczej zespół brzmi w ostrzejszym „Open Seasons”, który jest prosty i bardziej przebojowy. To taki rasowy power metal w europejskim wydaniu. Podobnie wypada melodyjny „The Blood Remains on the Believer”. Mocny riff, chwytliwa formuła, nacisk na przebojowość i wpływy Black Majesty czy Insania sprawiają że ten utwór zapada w pamięci. Do gronach udanych kawałków warto zaliczyć mocniejszy „Elegy” i marszowy, bardziej epicki „Minas Tirth”.

Płyta nie jest łatwa w odbiorze, można też doszukać się niedociągnięć, ale ostatecznie album broni się. Wszystko dzięki klimatowi, który jest pełen smaczków i nawiązań do starożytności. Sam materiał też jest równy i pełen ciekawych kawałków, które razem tworzą całość, która zabiera nas do innego świata. Dobry przykład, że progresja i epicki heavy/power metal mogą iść w parze. Początki dla cypryjskiego bandu nie były łatwe, ale zespół ciężko pracował i nawet drugi album mimo pewnych wad zaliczyć należy do udanych i warty uwagi.

Ocena: 7.5/10

1 komentarz:

  1. Rozumiem debiutowi, ale tej płycie nie dać dychy to wstyd.

    OdpowiedzUsuń