środa, 28 października 2015

MAGNUS KARLSSON'S FREE FALL - Kingdom of Rock (2015)

Co raz modniejsze są różnego rodzaju projekty muzyczne, czy też solowe projekty danych muzyków. Dzięki temu nasi bohaterowie mogą się rozwijać i pokazywać z nieco innej strony. Jednym z takich ciekawszych projektów jakie ostatnio powstały jest solowy projekt uzdolnionego szwedzkiego gitarzysty, a mianowicie Magnusa Karlssona. Znany jest nam bliżej z twórczości Primal fear, czy takich projektów muzycznych jak Kiske/Somerville czy Allen/Lande. W roku 2013 Magnus wydał swój debiutancki album sygnowany jego imieniem i nazwiskiem. „Magnus Karlsson's Free Fall” okazał się naprawdę udanym wydawnictwem, jeśli spojrzeć na inne tego typu projekty muzyczne. Magnus pokazał światu, że można zebrać ciekawych gości i przy tym stworzyć wysokiej klasy materiał, który łączy w sobie takie gatunki jak heavy/power metal, melodyjny metal i muzykę bardziej rockową czy hard rockową. Debiut był solidny i zbierał dobre recenzje, a teraz po dwóch latach mamy drugi album zatytułowany „Kingdom of Rock”.

Jak sam tytuł wskazuje drugi album ma być z założenia królestwem rocka i faktycznie tak jest. Jest bardziej rockowo aniżeli na debiucie. Magnus postawił na klasyczne rozwiązania i to słychać. Momentami ma się wrażenie, że słuchamy płyty Magnum, czy Rainbow. Magnus postawił na nieco lżejsze riffy, na bardziej rockowy feeling. Jest sporo lekkich i nieco komercyjnych melodii, a wszystko utrzymane jest w duchu poprzedniego krążka. Magnus nie szczędzi ciekawych zagrywek i cały czas daje pokaz swoich umiejętności. Nie podlega wątpliwości że to jeden z tych bardzo dobrych gitarzystów, którzy wiele potrafią wydusić z jednego motywu gitarowego, z jednej melodii. Faktycznie dzieje się sporo w kwestii instrumentalnych. Jeżeli spojrzymy na listę gości i to co wyprawiają wokalnie, to też można przyznać kolejny punkt tej płycie. Jorn Lande w takich projektach dobrze się sprawdza i nic dziwnego że „Kingdom of Rock”z jego udziałem to znakomity otwieracz. Jest rockowo, jest podniośle i spokojnie można to podciągnąć pod występy Jorna w Avantasia czy w jego bandzie Jorn. Dalej mamy nieco ostrzejszy ocierający się o melodyjny heavy/power metal „Out of the Dark”. Mamy mocniejszy riff, nieco szybsze tempo i bardzo dobry występ wokalisty The Poodles. Bardzo miło jest też usłyszeć po raz kolejny Joe Lynn Turnera w jakimś projekcie muzycznym. Muzyk nie zasypuje nas swoim materiałem więc cieszą chociaż takie fragmenty jak ten w „No Control”. To kompozycja idealnie napisana pod głos Joe'a. Jest komercyjny wydźwięk, jest nutka starego Rainbow, jest taki romantyczny feeling. W takiej strukturze Joe idealnie się sprawdza. Mimo swoich lat wciąż ma w sobie to coś. „When The Sky Falls” ma coś z Black Sabbath. Stworzono tutaj mroczniejszy klimat, jest też bardziej marszowe tempo i nic dziwnego że wykorzystano tutaj głos Tony'ego Martina. Ten utwór to kolejna taka perełka na płycie. Drugim takim przejawem heavy/power metalu na krążku jest „Angel of the Night”, w którym gościnnie występuje David Readman. Kompozycja jest nieco szybsza i ma w sobie znacznie więcej energii niż poprzednie. Dalej jest nieco progresywny „I am coming forf You”, który zawiera elementy wyjęte z twórczości At vance czy Masterplan. Jeśli miałbym wskazać najciekawszy utwór na płycie to wskazałbym niezwykle melodyjny i przebojowy „Another Life” z Rickiem Altzim na wokalu. Folkowa melodia, która pełni rolę tej głównej jest niezwykle atrakcyjna. Do tego pomysłowo rozegrane partie wokalne czy refren, który idealnie nadaję się do rozgrzania publiczności podczas koncertu. Na płycie jest pełno dobrych hard rockowych kompozycji i wszystko idealnie wpasowuje się w tytuł albumy czy też w przekrój samych gości. Hary Hess sprawił, że „A heart so cold” jest kolejnym taki rockowym przebojem, który też potrafi zapaść w pamięci. Niby nic specjalnego, niby nic nowego, ale słucha się tego naprawdę dobrze. Najmniej znaną osobą na płycie jest Rebecca De la Motte, która zaśpiewała całkiem dobrze w „The right moment”, który ma nieco gotyckiego klimatu.

Drugi solowy album Magnusa pokazuje, że jest nie tylko utalentowanym gitarzystą, ale też kompozytorem. Całemu światu pokazał, że można stworzyć ciekawy i wartościowy projekt muzyczny, który zapadnie na długo w pamięci. Jest bardziej rockowo niż na debiucie, ale nie jest to żadna ujma dla „Kingdom of Rock”. W kategorii melodyjnego metalu/hard rocka jest to pozycja, której nie można przegapić.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz