sobota, 6 maja 2023

CALICO JACK - Isla de la Muerte (2023)

 


Jak dobrze widzieć, że kolejny band podejmuje temat piratów w muzyce heavy metalowej. Calico Jack to włoski band, który działa od 2011r. Nagrali debiut, a teraz w tym roku wydają swój drugi album. "Isla de la Muerte" to z pewnością album dojrzały i przemyślany, a to czyni go z pewnością atrakcyjnym krążkiem. Na pewno znajdą się fani tego co gra Calico Jack. Wystarczy, że się gustuje w folk metalu, melodyjnym metalu i muzyce w stylu Finntroll, czy Korpiklaani. Oczywiście nie brakuje też pewnych nawiązań do Running Wild czy Alestorm.

Calico Jack jednak próbuje tętnić swoim własnym życiem i bardziej nastawia się na folkowy styl. Stara się też oddać w pełni piracki klimat. To jest bardzo mocny atut "Isla de la Muerte".  Płyta jest zróżnicowana i potrafi nie raz zaskoczyć. Na pewno trzeba mieć odpowiednie nastawienie i nastrój na takie granie. Kiedy wbijemy się w odpowiedni nastrój, to płyta może nas oczarować. Potencjał jest. Melo i Toto to ważne osobistości w Calico Jack, bo to oni odpowiadają za warstwę gitarową i słychać pełno ciekawych pomysłów. Do tego całość ubarwia swoim głosem wokalista Gig, który brzmi niczym kapitan czarnej perły. Wszystko jest na swoim miejscu. Duży plus za mocne, wyraziste brzmienie i przepiękną okładkę, która w pełni oddaje klimat albumu.

Dobrze w klimat płyty wprowadza nastrojowy i energiczny otwieracz, czyli "Broadside Attack". Dużo folk metalu tutaj mamy, ale nie tylko. Calico Jack pozytywnie zaskoczył i to na tyle, że chce się brnąć dalej w tą podróż. Dalej mamy 10 minutowy "Isla De la Muerte" i choć kawałek przemyca sporo ciekawych patentów, to jednak troszkę jest za długi. Mamy też bardziej zadziorny i heavy metalowy "Bad Fortune".  Z pewnością fanom Alestorm może się spodobać taki radosny "Three cheers to the shanty man". Jednym z mocniejszych punktów na płycie jest agresywniejszy "Maruader" i podobne emocje wywołuje "Hual Away  Joe" i tutaj band znakomicie się bawi konwencją. Jest heavy metalowy pazur, jest folkowy klimat i całość potwierdza tylko, że band wie jak zabrać nas do pirackiego świata. "Sandokan" jest pełen różnych motywów, ale jako całość nie jest jakoś spójny i troszkę za długi jak dla mnie.

Calico jack jako bilet w do świata pirackiego metalu sprawdza się idealnie. To muzyka nastrojowa i pełne ciekawych motywów. Wszystko jest tak jak być powinno, ale czuje spory niedosyt. Może ograniczyłbym nieco folk metal na rzecz heavy metalu? Może postawiłbym na czysty wokal? Bardziej heavy metalowy? To wszystko w sumie kwestia gustu. Potencjał jest, a sam "Isla de la Muerte" to z pewnością płyta warta uwagi.

Ocena: 7/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz