czwartek, 23 lutego 2012

CRIMSON SHADOWS - Glory On The Battlefield (2012)


A gdyby tak wziąć styl DRAGONFORCE dodać nieco z agresji i dynamiki z takich kapel jak KALMAH czy też DESTROY DESTROY DESTROY? Na pierwszy rzut brzmi jak dobry żart i mało przekonująca mieszanka. Ale jednak nie trzeba się zastanawiać co by było gdyby, bo na taki pomysł wpadł kanadyjski CRIMSON SHADOWS które zgodnie z myślą owego rejonu muzycznego, krzyżuje dwa światy, które mają ze sobą nie wiele wspólnego. Kapela powstała w 2006 roku i do dnia wydania debiutanckiego albumu „Glory On the battlefield” była jeszcze daleka droga. Pierwszym i jedynym przedsmakiem debiutu był mini album z 2007 roku. Styl zespołu opiera się na niezwykłej szybkości i melodyjności, która daleko nie odbiega od tego co gra DRAGONFORCE. Nawet gdy konstrukcja i długość utworów bliźniaczo podobna do tych skonstruowanych przez Brytyjczyków. Różnica polega na tym, że tutaj mamy 3 różne rodzaje wokali. Mamy harsh wokal, growl, a także czysty wokal. Dominują oczywiście te dwa pierwsze, a to z koeli sprawia że muzyka CRIMSON SHADOWS jest o wiele ostrzejsza od tego co gra DRAGONFORCE. Trzeba przyznać, że wokale stanowią jeden z głównych filarów owego albumu i przesądza o jego atrakcyjności. Wszystko zostało dobrze wyważone i z harmonizowane, nie ma mowy o chaosie czy kolizji między wokalami. Drugim elementem bez którego album by tak nie zachwycał to bez wątpienia cała warstwa instrumentalna. Można wzdychać zarówno przy dynamicznej sekcji rytmicznej, która imponuje nie tylko dynamiką, ale też niezwykłą sprawnością muzyków, którzy czasami wygrywają partie pędzące z prędkością światła. Dopełnieniem owej sekcji jest praca gitarzystów Hofing/Rounding, którzy wygrywają może mało oryginalne partie, może mało złożone, proste i mało ambitne, ale nadrabiają one dynamiką, melodyjnością i dzikością. Brakującym elementem jest soczyste brzmienie, które podkreśla i uwypukla poszczególne instrumenty oraz melodie, które się z nich wydobywają.

Teraz kilka słów o samych utworach. Na pewno materiał przypadnie do gustu fanom DRAGONFORCE, ale myślę że nie tylko. Fani również takiego DESTROY DESTROY DESTROY czy innych podobnych bandów mogą próbować swoich sił z owym materiałem. W przeciwieństwie do DRAGONFORCE Kanadyjczycy pokusili się o instrumentalne intro „Glory On The battlefield” które bardziej przypomina rycerski heavy/power metal. Z kolei sama melodia i konstrukcja nasuwa mi intra RUNNING WILD. Wraz z pierwszymi dźwiękami „Battle Hard” już wiadomo że otwierające intro nie będzie ani motywem przewodnim, a podobny rycerski styl już tutaj się nie pojawi. Jest to równie melodyjne, dynamiczne co kompozycje DRAGONFORCE i konstrukcja niemal identyczna. Ale trzeba przyznać, że podali to w sposób świeży i dość oryginalny, co brakowało pierwowzorowi. 3 różne wokale świetnie się wpasowują w dość nietypowe tło, które przeważnie świetnie się komponuje z czystym wokalem. A tutaj niespodzianka, nie ma jakieś większej konfrontacji i kolizji między melodyjnym, speed power metalowym tłem, a wokalami wyjętymi z melodyjnego death metalu. Podobnie jak w przypadku DRAGONFORCE tak i tutaj ciężko o zróżnicowanie materiału. Właściwie cały czas dominuje szybkie granie i dla jednych jest to plus, dla drugich minus. „Beyond the Mountain Wasteland” to kolejna petarda, z tym że mamy tutaj ciekawe wpleciony takie bojowe chórki, czego nie ma w takim DRAGONFORCE. „For the Glory of the Throne” to przykład, że można gnać z taką szybkością, dynamiką przez 7 minut i co ciekawe nie znudziłem się tym i z większym zapałem wsłuchiwałem się w kolejne melodie. Utwór przede wszystkim wyróżnia się bardzo melodyjnymi solówkami, które są tutaj dość długie, a więc jest co podziwiać. I nie ma zbytnio co się powtarzać, bo zespół nie zrywa z tym stylem aż do końca, tylko pewne zwolnienie, z klimatycznym nastrojem można uświadczyć w „Quest For the sword”, który i tak przeradza się w kolejną petardę.

Ci którzy polubili DRAGONFORCE polubią i muzykę graną przez CRIMSON SHADOWS. Jest ta szybkość, ta melodyjność i ta sama konstrukcja. Tylko w przypadku Kanadyjczyków uświadczyłem to czego mi w sumie brakowało na ostatnich albumach DRAGONFORCE a mianowicie odświeżenie formuły, choćby miała być dokonana przez drobne detale. Tym detalem okazało się w mieszanie do power metalowej formuły wokali wyjętych z nieco cięższych odmian muzyki metalowej. Propozycja i styl DRAGONFORCE widziany przez CRIMSON SHADOWS jest bez wątpienia mniej słodki i mniej śmieszny. Cała konstrukcja i forma może się podobać, pomimo tego że może brzmieć to nieco jednostajnie i monotonnie. Czekamy na odpowiedź DRAGONFORCE na dzieło CRIMSON SHADOWS. Czy nagrali równie atrakcyjny dla słuchacza album? Czy w końcu odświeżyli formułę? Czy zaskoczą nas czymś, tak jak ten opisywany przeze mnie zespół? Zobaczymy niebawem. Ocena : 9/10

1 komentarz:

  1. Mistrzu,pierwszy album świetny,czekamy na reckę do drugiego. ;D

    OdpowiedzUsuń