wtorek, 21 lutego 2012

FREEDOM CALL - Land Of The Crimson Dawn (2012)


Ile kroć z zespołu odchodzi ktoś ważny dla teamu tyle razy można to odczuć na różny sposób. Bo zmiany personalne zawsze niosą ze sobą jakieś zmiany, a owe deformacje są większe im ważniejszy jest to członek zespołu. Świetnie to obrazował taki BLIND GUARDIAN, gdzie ino odszedł Thomen Stacuh to od razu styl grupy nieco się zmienił, tak samo jest w sumie z niemieckim power metalowym FREEDOM CALL, w który znaczącą rolę odgrywał również perkusista Dan Zimmermann, który również występuje w GAMMA RAY. Perkusista był jednym z założycieli zespołu i wraz z wokalistą/gitarzystą Chrisem Bayem współtworzył repertuar, to on tez był odpowiedzialny za sukces zespołu i jego dynamikę. Poza tym jak wiadomo np. GAMMA RAY jest on też znakomitym kompozytorem. Jednak dzielić funkcji w dwóch zespołach nie było akceptowane przez Chrisa Baya i tak pożegnano jednego z ważniejszych członków zespołu. Jest to wg mnie cios dla zespołu i to niestety słychać, że zespół stracił sporo i to chyba bezpowrotnie. W roku 2010 wydany został „Legend Of the Shadow King” i dla mnie jest to jeden z ich najlepszych wydawnictw, który śmiało można postawić obok takiego „Eternity”. Klaus Sperling to znany i dobry perkusista, jednak nie w tym rzecz, lecz w samym komponowaniu. Mimo że dalej jest power metal do jakiego nas przyzwyczaili, mimo że jest słodko i melodyjnie, to jednak mam wrażenie, że zespół momentami stara się eksperymentować, momentami grają zbyt komercyjnie i siódmy album „Land Of The Crimson Dawn” przypomina mi pod wieloma względami „Dimensions”. Produkcja, forma wokalna Chrisa, oraz niektóre kompozycje też brzmią jak zaginione kawałki z tamtego albumu.

Zespół nie próżnował przez 2 lata bo tak o to na krążek trafiło 14 kompozycji i trzeba mimo wszystko przyznać, że materiał jest zróżnicowany, szkoda że momentami nieco nie dopracowany i nieco taki nijaki i mało atrakcyjny dla ucha. Najlepiej prezentują się te kompozycje, które oddają charakter dotychczasowego stylu zespołu, a więc taki melodyjny power metal oparty na słodkiej, chwytliwej melodii i przebojowym refrenie. Świetnie te cechy oddaje szybki „Age of the Pheonix”, dynamiczny „Rockstars” które oddają styl FREEDOM CALL. W podobnej power metalowej formule jest utrzymany przebojowy „Valley Of Kingdom” i melodyjny „Space legends”, które stanowią trzon owego albumu i to właśnie te utwory najlepiej się prezentują, bo są takie typowe dla tego zespołu. Reszta to już odskocznia od tej formuły i próba mierzenia się z innymi gatunkami. Weźmy taki „Crimson Dawn”, który jest na albumie najdłuższą kompozycją. Próba zagrania czegoś bardziej epickiego, bardziej rycerskiego, bardziej walecznego i próba podanie tego w nieco innej formie. Nie ma pędzenia do przodu, jest średnie tempo i nie można tego nie połączyć z takim choćby HAMMERFALL. Coś innego, ale muszę przyznać, że brzmi to naprawdę znakomicie. Ową waleczność i podniosłość można wyłapać w takim „66 warriors”, ale instrumentalnie czuje się nie dosyt i niektóre momenty tutaj śmieszą. Próba zwrócenia uwagi słuchacza w postaci „Back Into The Land Of Light” nie udana, bo choć melodyjnie jest to podobne do pierwowzoru, to jednak nie jest już tak chwytliwe, tak przebojowe, jest to cień wielkiego utworu z albumu „Eternity”. Oprócz mierzenia się z epickim metalem są też próby grania takiego groove metalu z mieszanką power metalu spod znaku SYMPHORCE co słychać w takim „Sun In the dark”, czy też „Terra liberty”który jest właściwie tylko imitacją ciężkiego metalu i jakoś nie pasują do reszty kompozycji. FREEDOM CALL na tym albumie nie potrzebnie miesza sobie elementami rockowymi, które raz już zawiodły. W takiej formule jest utrzymany singlowy „Hereos On Video” czy też „Rockin Radio”. Są to utwory przesadzone w komercji i stanowią najsłabszą część albumu. No i takim kawałkiem będącym na pograniczu rocka i power metalu jest zamykający „Power And Glory”.

Brak Dana Zimmermanna słyszalny jest, mimo tego że zespół jakoś nie zaczął grać drastycznie winnym stylu. Taka mieszanina stylów już była na „Dimension”. Tamten album nie zbyt miło wspominam i nie wracam do niego praktycznie w ogóle bo nie ma do czego. Ten album czeka taki sam los. Album w moim odczuciu jest za długi, za bardzo „zróżnicowany”, momentami zbyt komercyjny i najlepiej wypadają kompozycje utrzymane w formie power metalowej i wszelkie wycieczki w kierunku rocka, czy groove metalu kończą się nie powodzeniem. Najbardziej zagorzali fani zespołu, będą zachwyceni, reszta wygłodniałych słuchaczy power metalu nie bardzo. No w ostatecznym rankingu wychodzi że to jeden z ich najgorszych albumów. Ocena: 5/10

5 komentarzy:

  1. 5 to i tak za dużo.
    Dobre jedynie dla dzieci słuchających pop-metalu. Pierwszy kawałek ok, ale potem absolutnie nic...Sperling jakby nie on, coś puka w tle...dramat.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie masz rację, że i za dużo, ale kiedyś grali dobrze, i pewne patenty z przeszłości tutaj są. Kilka miłych, aczkolwiek zbyt słodkich melodii jest, ale całościowo to album jest słabiutki. Mówisz pop metal? Hehe, to co wg ciebie grali wcześniej?:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecież 2 pierwsze albumy i Ep-ka były spoko. Porównaj sobie tamten power - co prawda lukrowany - z tym co grająteraz. I to nie Zimmermann, bo od wielu lat równia pochyła. W Niemczech i Japonii i tak się sprzeda, więc czemu nie zarobić paru euro?
    Wiesz, Metallica kiedyś też grałą dobrze. Z sentymentu to można iść do studenckiego baru na pierogi ruskie a nie zawyżać oceny płyt. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. No mnie najbardziej się podoba "Eternity" i ten poprzedni krążek. Tak więc raczej nie jestem zwolennikiem podejścia, że równia pochyła, po prostu raz im idzie lepiej raz gorzej:P Raz potrafią wymyślić materiał na cały album i słucha się tego od początku do końca, a czasami wychodzi tak jak na nowym, że jest kilka przyjemnych utworów, a reszta to wypełniacze. Zarobić zarobią, bo mają swoich fanów i jakby nie było są znani. No a ile ja podniosłem z tego sentymentu? :P ocena jak dla mnie dalej niska:P

    OdpowiedzUsuń
  5. A to nie miał być dowcip w wersji LP ? Nie podchodzę do tej płyty na poważnie i wtedy zyskuje w moich oczach. Przypomina trochę numer " A Perfect Day". Dałbym 7,5/10,bo w końcu są Rockstars.

    OdpowiedzUsuń