sobota, 25 sierpnia 2012

ANDRE MATOS - The Turn Of The Lights (2012)

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych brazylijskich muzyków metalowych jest bez wątpienia wokalista Andre Matos. Człowiek właściwie już legenda. To z nim właściwie kojarzy mi się Brazylia, to właśnie dzięki niemu heavy metalowy VIPER stał się jednym z moich ulubionych zespołów z tamtego rejonu, to za jego sprawą sukces międzynarodowy odniósł power metalowy ANGRA, potem był jeszcze nieco bardziej progresywny SHAMAN, kilka występów gościnnych typu AVANTASIA. Ostanie 2-3 lata przejawiały się właśnie na graniu i tworzeniu muzyki pod szyldem ANDRE MATOS, gdzie 2009 wydany został bardzo dobry „Mentalize” który uznaję za jeden z ciekawszych albumów na których słychać Andre Matosa. To był solidny, przemyślany album zawierający patenty charakterystyczne dla SHAMAN, czy tez ANGRA. Potem gościnny udział w AVANTASIA i utworzenie wraz Timo Tolkim zespołu o nazwie SYMFONIA. W tym roku co słychać u Andre Matosa? Przede wszystkim reaktywacja VIPER i nowy album wydany pod szyldem ANDRE MATOS. „The Turn Of The Lights” to album, który jest dowodem na to, że ostatnie dokonania Matosa nie wzbudzają większej euforii i brakuje jakiegoś porządnego wydawnictwa, który wyciśnie to co najlepsze z tego muzyka. Niestety ale nowy album tego wyśmienitego muzyka nie należy do jego udanych i jest to jedno z jego gorszych dzieł w karierze. Rozczarowanie to dość łagodne słowo w przypadku tego wydawnictwa. Nie chodzi już o słabą formę wokalną i kompozytorską Andre,a le już o sam styl, konwencję i kategoria muzyki. Metal? No właśnie to jest pytanie które mnie męka. Niby są gitary, niby są podstawy żeby uznać to wydawnictwo za metalowe. Jednak tych elementów jest mało. Brakuje power metalowej konwencji, z którą muzyk zawsze mi się kojarzył. Brakuje tych patentów znanych z ANGRY, AVANTASIA i właściwie kompozycje które zaspokajają moje oczekiwania to te które, mają dynamikę, metalową, czy też power metalową konwencję. Utwory, które są pozbawione eksperymentów, kombinowania, a charakteryzują się dynamiką, melodyjnością i nawet przebojowym charakterem. W tej kwestii na wyróżnienie zasługuje przebojowy „ Course Of Life” z rozpędzoną sekcją rytmiczną i elektryzującymi solówkami duetu Hernandes/ Mariutii, którzy jednak mimo wszystko rzadko zachwycają swoją gra na tym albumie. Zazwyczaj jest monotonnie i bez zaangażowania, a ten utwór jest znakomitym przeciwieństwem. Do kategorii udanych, dynamicznych i zapadających w głowie utworów trzeba zaliczyć również nieco mocniejszy „Oversoul”, czy też wg mnie najlepszy na płycie „Light Years” który jest znakomitym przykładem w jakim kierunku powinien pójść Matos na tym albumie. W power metalową formułę do jakiej nas przyzwyczaił. Wtedy fani byliby zadowoleni, a ja na pewno.

Plusów zbyt dużo nie ma w przypadku tego wydawnictwa i jednak minusy dominują tutaj w każdej sferze. Umiejętności muzyków ich formie, mniej agresywnego i bardziej dojrzałego brzmienie czy tez w końcu kwestii nie równego i smętnego materiału, który nudzi i wprowadza słuchacza w śpiączkę. Progresywne wtrącenia w „Liberty” czy też w tytułowym „The Turn Of The Lights” psują efekt i sprawiają że brzmią one chaotycznie. Brak pomysłów na kompozycje i kiepskie aranżacje to bolączka niemal wszystkich utworów. Ballada „Gaza” nie jest zła, powiem więcej ma swoje plusy, jak choćby klimat i ciekawy główny motyw, jednak w gąszczu słabych kompozycji, potrafi zanudzić i wtedy ciężko dostrzec w tym utworze jakiekolwiek piękno. Rockowy „On Your Own” też jakoś nie pasuje mi do Matosa, ale też są pewne symptomy które sprawiają że utwór ma kilka dobrych momentów, jak choćby nawet miły dla ucha refren. „White Summit” miał prezentować się nowocześnie, miał kipieć progresywnością, niestety wyszedł z tego ciężko strawny utwór, zresztą to jest problem całego albumu.

Nie tak miał brzmieć nowy album Andre Matosa, specjalistę od śpiewania w power metalowych utworach. Nie tak wyobrażałem sobie nowy album jednego z najlepszych wokalistów metalowych. Album pokazuje, że Andre ma teraz słabszy okres w swojej karierze. Trzy utwory to za mało jak na niego. Cieżko polecić komukolwiek to wydawnictwo bo strasznie zanudza i jest to album który się ciężko słucha, bo nie ma punktów zaczepienie, nie ma czegokolwiek nad czym można by się zachwycać. Porażka artystyczna Andre Matosa.

Ocena: 3/10

2 komentarze:

  1. 100% racji chłopaku. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Dziękuje:D Choć wolałbym nie mieć racji i żeby płyta była o wiele lepsza,no cóż widać Matos nie ma pomysłu na siebie, może nagra coś z Viper? fajnie by było:D

      Usuń