Pewne
rozdziały zostają zamknięte aby mogły być otwarte zupełnie
nowe. Kiedy Iron Maiden podziękował Blazowi za współpracę
i razem spędzony czas to oczy fanów talentu tego wyjątkowego
wokalisty zostały zwrócone właśnie na niego. Wszyscy
zastanawiali się jako drogę obierze Blaze Bayley po tym jak miał
do czynienia z punk rockowym Wolfsbane i heavy metalowym Iron Maiden,
który przyniósł mu sławę i rozgłos. Czy będzie to
heavy metal, a może hard rock? Czy będzie to granie w stylu Iron
Maiden? Czy zupełnie coś nowego? Blaze zebrał szybko zespół
i pod swoim imieniem wydał debiutancki album „Silicion Messiah”,
który ujrzał światło dzienne w 2000r.
Blaze
postanowił stworzył swój własny repertuar odcinając się
od tego co robił z Iron Maiden. Ci którzy oczekiwali grania w
stylu Iron Maiden mogli czuć się zawiedzeni, bo „Silicon Messiah”
to kawał ciężkiego, mrocznego heavy metalu z posępnymi riffami.
Na pewno słychać gdzieś tam echa Iron Maiden, ale najbardziej co
tutaj może się rzucać z działalności Blaze'a w Iron Maiden to
klimat. Podobnie jak na „the X factor” mamy tutaj mroczny, ponury
klimat, który świetnie się komponuje z barwą wokalną
Blaze'a. Trzeba przyznać że czuje on się świetnie w takich
klimatach. Więcej tutaj słychać inspiracji Black Sabbath i
twórczością Ozziego, co jest dużym plusem. Debiutancki
album Blaze'a to nie tylko sam wokalista, to również zgrany
duet Steve Wray/ John Slater, który wie jak wygrać ciężkie,
agresywne riffy, czy zapadające melodie. To, że Blaze stara się
tworzyć własny materiał, który będzie utożsamiany z nim
świadczy już ponury otwieracz „Ghost In The
Machine”
czy mroczny i ociężały „Evolution”.
Warto tutaj zwrócić uwagę na stonowany „Silicion
Messiah”,
czy też ciężki „Reach
For The Horizon”.
Jednak wciąż największe wrażenie z tej płyty robią kawałki, w
których słychać echo Iron Maiden. Przebojowy „Born
As Stranger”,
który jest idealny na koncerty, szybki „the
Brave”
czy rozbudowany „Stare At The Sun”
to najlepsze przykłady tego typu utworów. Moim faworytem obok
takiego „Born As Stranger” pozostał wciąż „The
Launch”,
który pokazuje, że nie tylko w mrocznych, ponurych kawałkach
Blaze;a się sprawdza.
Blaze
tym albumem pokazał, że jestem pracowitym muzykiem, który
wie co chce grać, wie jak zaciekawić słuchacza. Nie ma problemów
z tworzeniem solidnego materiału, w którym nie brakuje
przebojów, ciężkich riffów i dobrych melodii.
Soczyste, mocne brzmienie i mroczna okładka, tylko dopełniają
całość. Takim mocnym uderzeniem Blaze rozpoczął swój nowy
rozdział w karierze, który nie powinien być dla nikogo
obojętny.
Ocena:
7/10
P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz