środa, 4 września 2013

IRON MAIDEN - The X Factor (1995)

Kiedy tworzysz pewien schemat, pewną trwałą konstrukcję, którą tworzą pewni ludzie i jeśli ta całość jest przez wiele lat kojarzona z pewnymi elementami to zostanie ona w pamięci właśnie w takiej postaci jakiej dała się najlepiej poznać. Iron Maiden to wielki zespół, który wzbił się na szczyty dzięki pomysłowości Steve' Harrisa, dzięki zgranemu duetowi gitarowemu Smitha i Murray, dzięki mocnej, wyrazistej perkusji Mcbraina. Iron Maiden to też Bruce Dickinson i nie ma co ukrywać to właśnie on przyczynił się do wielkości tego zespołu. To on go zrewolucjonizował i nadał nowej barwy. Dla wszystkich fanów zawsze Iron Maiden kojarzył się z osobą Dickinsona i odwrotnie. Jednak lata 90 były okresem kryzysu wielu zespołów i Iron Maiden nie było wyjątkiem. Wszystko sprawiło że „The X factor” jest specyficznym albumem. Innym i zarazem bardzo dziwnym.


Dla fanów odejście Dickinsona z zespołu był ciosem i nową rzeczywistością. O ile Gersa było łatwo zaakceptować, tak odejście Dickonsona i jego karierę solową już było gorzej przetrawić. Tak o to zespół ruszył w nieznanym kierunku. Pojawiły się wątpliwości, pojawił się mrok i niepewność. Iron Maiden z jednej strony rozdarty rozstaniem z Dickinsonem, który tak wiele wnosił do zespołu, a także między własnymi trudnościami w prywatnym życiu, a z drugiej strony wybranie nowego wokalistę, a mianowicie Blaze'a Bayleya, który był innym typem wokalisty. Wyznacznikiem tej niepewności jest tutaj x zawarty w tytule. Z czego wynika ta dziwność albumu? Przede wszystkim z braku tutaj tego rozpoznawalnego elementu w postaci głosu Bruce'a, porzucenia pozytywnego, dynamicznego, przebojowego charakteru na rzecz bardziej ponurego, mrocznego, monumentalnego. Znakomicie ten nowy wymiar Iron Maiden zostaje uchwycony w znakomitym otwieraczu w postaci „Sign Of The Cross”, który trwa 11 minut. Ta kompozycja to czysta poezja i magia. Podróż w mroczne rejony, gdzie klimat i napięcie grają pierwsze skrzypce. Takiego otwieracza Maiden nie miał w historii ani wcześniej ani później. Szok był jest i pokazywał od razu, że to będzie inny album od wszystkich. Blaze nie stara się udawać drugiego Bruce'a. On próbuje wnieść do zespołu coś nowego, próbuje stworzyć Iron Maiden który pasuje do mrocznej, ponurej barwy głosu wokalisty. Na albumie jest mniej przebojów i szybkich rozpędzonych kawałków. Właściwie tutaj takimi utworami zagranymi w znanym stylu jest „Man On The Edge” czy „Lord Of The Flies”. Do grona najlepszych utworów śmiało można tutaj zaliczyć klimatyczny, mroczny „Fortunes Of war” czy nieco balladowy „Look For The Truth”, który znakomicie sprawdzał się na koncertach. Niestety dalsza część płyty pokazuje, że gdzieś uleciał stary duch zespołu, że dominuje ponury klimat, przez co kompozycje wypadają dość blado. Przykładem może tutaj być „The Aftermath” czy progresywny „The Unbeliever”. Dużo rozbudowanych, mrocznych kompozycje z dość stonowanym tempem i niezbyt przekonującymi melodiami. Pierwsza część albumu wypada bardzo dobrze, jednak im dalej tym gorzej. Nawet brzmienie w przypadku tego wydawnictwa jest inne. Pełne mroku, mniej jest optymizmu i to przyczynia się również że ta płyta brzmi inaczej od poprzednich.

Dla jednych jest to album równie dobry co poprzednie, że jest to dzieło wybitne, dla drugich jest to jeden z tych słabszych albumów w karierze Iron Maiden. Mam mieszane uczucia, bo pierwsza połowa płyty zachwyca klimatem i konstrukcją utworów, niestety druga połowa męczy brakiem ciekawych pomysłów i ponurym klimatem. Blaze Bayley uczynił Iron Maiden innym, nadał mu innego charakteru i to na zawsze pozostanie odnotowane w historii zespołu. Blaze pokazał że ma swój styl, swój charakter i tożsamość. To mu pozwoliło stać się silną osobą i w dodatku rozpoznawalną, która również może stać się znana i to bez Iron Maiden. „The X Factor” to album dziwny, ale z pewnością warty wysłuchania.

Ocena: 6.5/10

P.s recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

6 komentarzy:

  1. Przed Dickinsonem był śpiewający zupełnie inaczej Di'Anno, ale nagrane z nim albumy większość fanów traktuje na równi z tymi z Brucem. Czyli niechęć do "X Factor" i "Virtual XI" raczej nie wzięła się z samej zmiany wokalisty, a po prostu ze zmiany na dużo gorszego wokalistę. No i słabsze niż dawniej kompozycje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myslalem ze recenzja to rzetelne opisanie zawartosci, w tym przypadku albumu, a nie, ocenianie poprzez pryzmat innego wokalisty i wczesniejszych dokonan, bo co ma Bruce do x factor? Odnosze wrazenie ze poprostu nie czujesz klimatu tego albumu. To ze ten LP jest inny nie znaczy ze gorszy, wedlug mnie mocna 8 sie nalezy. A jako ciekawostke dodam ze X zawarty w tytule oznacza 10 album zespolu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myslalem ze recenzja to rzetelne opisanie zawartosci, w tym przypadku albumu, a nie, ocenianie poprzez pryzmat innego wokalisty i wczesniejszych dokonan, bo co ma Bruce do x factor? Odnosze wrazenie ze poprostu nie czujesz klimatu tego albumu. To ze ten LP jest inny nie znaczy ze gorszy, wedlug mnie mocna 8 sie nalezy. A jako ciekawostke dodam ze X zawarty w tytule oznacza 10 album zespolu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez pryzmat może nie. Blaze wniósł coś nowego do Iron Maiden, nadał mu inny charakter i może to do konca mnie nie przekonało? Wolę już bardziej następny album ironów z Blazem. Pierwsze 4 utwory to prawdziwa miazga, potem niestety tempo i poziom siada. Ale co kto lubi. Ten album pokazał że blaze to bardzo dobry kompozytor, dobry wokalista o specyficznej manierze. Brakuje mi tutaj nieco przebojowości i nieco dynamiki. Zdanie tutaj zawsze będą podzielone. Jednym się podoba a innym nie.

      Usuń
    2. coz, nie bede Cie przekonywal, ale jestem pewien ze gdybys poswiecil temu albumowi wiecej czasu Twoja recenzja wygladalaby inaczej. co do dynamiki zawartej w utworach, to jest jej cala masa i to nie tylko w pierwszych 4 utworach, The Aftermatch, The Edge Of Darkness, wystarczy sie wsluchac...

      Usuń
    3. oj wierz mi próbowałem :D nawet zakupienie oryginału nie pomogło. Podoba mi się klimat, podoba mi sie ponury nastrój, bawienie się melodiami. Ale to nie jest to. Bardziej podoba mi sie Virtual XI :D Wiesz każdy ma swój gust, każdy słysze co innego w danym albumie. Szanuje twoją opinię i mogę zrozumieć że płyta znalazła swoich fanów :D Też czesto mam tak że lubię płytę którą mało kto lubi :D Pozdrawiam :D

      Usuń