niedziela, 1 września 2013

WOLSBANE - Live Fast Die Fast (1989)

„Żyj szybko, umieraj szybko” brzmi jak slogan promujący film pod tytułem szklana pułapka, jednak nie tym razem. Taki właśnie nosi tytuł debiutancki album dość rozpoznawalnej brytyjskiej formacji Wolfsbane. Formacja zrodziła się w 1984r i ich celem było przywrócenie do łask hard rocka, aor i nawiązanie do korzeni brytyjskiego rocka z lat 70. Takie kapele jak Thunder czy właśnie Wolfsbane były zespołami, które miały przywrócić zainteresowania starym rockiem zakorzenionym w brytyjskiej tradycji. Wolfsbane nigdy nie należał do najlepszych kapel i nigdy może nie zdobył większej popularności, to jednak potrafił się wyróżnić na tle innych kapel z tego nurtu. Po latach kapela jest znana i właściwie w dużej mierze dzięki popularności wokalisty Blaze'a Bayleya. W 1989 roku Wolsbane wydał swój debiutancki album „Life Fast Die Fast”.

Na tej płycie zespół świetnie pokazał swoje prawdziwe oblicze. Muzycy pokazali co im w duszy gra, a mianowicie hard rock, rock lat 70 i heavy metal. Udało im się to wymieszać i stworzyć kapele która jest bezkompromisowa, chuligańska i mający taki uliczny charakter. Wolfsbane stał się formacją oryginalną i nie powtarzalną. Zawdzięczał to właściwie dwóm osobom. Jedną z nich był wokalista Blaze, który swoim wokalem starał się nadać kompozycjom zadziorności i młodzieńczego szaleństwa co słychać dobitnie w takim „Money To Burn” czy „All Or Nothing”. Drugą osobą która odegrała znaczącą rolę w muzyce Wolfsbane był gitarzysta Jase Edwards, który był niedoceniony. Na debiucie rozpieszcza nas ciekawymi melodiami i pomysłowymi riffami. Pod tym względem debiut wypada dobrze bo mamy niezły rozrzut stylistyczny. Trochę glam metalu, trochę heavy metalu i jeszcze rock lat 70. Materiał jaki znalazł się na płycie jest bardziej rockowy aniżeli metalowy, który na tle konkurencji wypadał średnio. Tematyka dotyczyła oczywiście seksu, narkotyków i rock'n rolla. Choć produkcją zajął się sam Rick Rubin, to płyta pod tym względem wypada blado. Na co warto zwrócić uwagę? Z pewnością na szybki „Man Hunt” , rytmiczny „Killing Machine” czy rock'n rollowy „Pretty Baby”.

Choć album miał w sobie energie, choć nie brakowało pomysłów, to jednak gdzieś została położona kwestia aranżacji i brzmienie. Ostatecznie Wolfsbane poniósł klęskę jeśli chodzi o przyjęcie debiutanckiego albumu i nie wiele by brakowało a na tym by się zakończyła ich kariera.

Ocena: 5/10

P.s Recenzja przeznaczona dla magazynu HMP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz