wtorek, 3 czerwca 2014

METAL CHURCH - A light in The dark (2006)

Dla Metal Church pojawiło się w końcu światło w mroku, w którym zespół tkwił kilka lat. Nie było pomysłów na kompozycje i nagrywanie ciekawych albumów, a ich styl umierał wraz z każdym albumem. Zmiana składu i ponowne zweryfikowanie stylu Metal Church dało w efekcie udane odrodzenie kapeli w 2004 i nagranie bardzo dobrego „The Weight of The World”. Metal Church wykorzystał tą korzystną sytuację i poszedł za ciosem, póki powrócił na nich popyt i fani byli ich muzyką zainteresowani. Po dwóch latach zespół wydał „A Light in The Dark”, który został bardzo ciepły przyjęty przez słuchaczy i krytyków.

Okładka zwiastowała powrót do starego stylu i do poziomu z okresu debiutu. W końcu słynna gitara w kształcie krzyża do czegoś zobowiązuje. Oczywiście nie ma mowy o drugim debiucie, ale z pewnością jest to kolejny bardzo dobry album Metal Church, który pokazuje że wciąż ich stać na chwytliwe melodie i dynamiczne kawałki. Może nie ma już takiej dawki thrash metalu, może nie przejawiają tego geniuszu co niegdyś, to jednak po raz kolejny pokazali, że wiedzą jak grać heavy/power metal, że wiedzą jak tworzyć solidny materiał, który porwie słuchacza sprawdzonymi patentami. Postawiono tak jak na poprzednim albumie na tradycję, na granie proste, energiczne i łatwo zapadające w pamięci. Kluczową rolę odgrywa tutaj podobnie jak na „The Weight of the world” wokal Ronniego, który jest jeszcze bardziej drapieżny, jeszcze mroczniejszy. Idealnie pasuje on do muzyki Metal Church. Również nie wiele się zmieniło jeśli chodzi o pracę gitarzystów, bowiem tutaj też uświadczymy sporo ciekawych i mocnych motywów. Jedynie można odczuć niedosyt szybkich kawałków, no ale cóż najważniejsze że w dalszym ciągu jest to mocne granie. Płyta zaczyna się znakomicie bowiem od perełki w postaci „A Light in The Dark” i to jest właśnie taki standardowy Metal Church. Mieszanka heavy/power/thrash metalu i to na wysokim poziomie. Hitem tutaj bez wątpienia jest „Beyond All Reason”, który mi przypomina taki przebój jak „Losers in The Game” zwłaszcza w początkowej fazie. Fani debiutu powinien ucieszyć energiczny, power metalowy „Mirror Of Lies”. Rasowy heavy metal mamy w cięższym „The Believer” , zaś w „Temple of The Sea” można uświadczyć coś z Dio, Black Sabbath, a także Metal Church z czasów „Blesing in Disguise”. Dawno Metal Church nie stworzył takiego kolosa i to jeszcze tak udanego. Era Mike' Howe'a daje o sobie znać również w mroczniejszym „Pill For The Kill”. To jest cały Metal Church, taka jego zawartość w pigułce. Kolejny znakomity przebój Metal Church. Może zdziwić „Son of The Son”, w którym słychać echa Iron Maiden. Jednak jest to kolejny mocny punkt tego albumu i przykład, że Metal Church potrafi jeszcze grać z werwą. Jest na płycie też kilka słabych momentów, a jednym z nich jest zamykający „Blinded By Life”.

Metal Church wrócił na dobre i ten album to potwierdził. Kawał solidnego heavy/power metalowego grania. Może za mało w tym agresji i dynamiki, może nie udało się stworzyć tak mocnego krążka jak „The wieght of the World” ani też czegoś na miarę klasyków, ale płytę miło się słucha. Najważniejsze, że nie przynosi wstydu i pozostawia sporo fajnych hitów, które można zaliczyć do tych najlepszych w dyskografii Metal Church. Fani będą zadowoleni.

Ocena: 7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz