środa, 11 czerwca 2014

WOLF - Evil Star (2004)

Na trzecim albumie Wolf postanowił w pełni oddać się mrocznemu klimacie, zagłębić tematykę związaną z złem, szatanem i okultyzmem, co pozwoliło nieco zedrzeć etykietę klona Iron Maiden i pójść w nieco w innym kierunku. Oczywiście dalej Wolf pozostał wierny heavy/power metalu, będąc jednocześnie pod wielkim wpływem NWOBHM. Tylko tym razem zyskali więcej swobody, przestrzeni do tworzenia bardziej autorskiej muzyki. Słychać, że „Evil Star” już nie przypomina nam tego wystraszonego Wilka z debiutu, ani też tego z „The Black Wings” który był wierni żelaznej dziewicy. To był czas łowów.

Tym razem Szwedzi zmienili ikonę jak wzór do naśladowania. Można odnieść wrażenie, że zespół miał na celu stworzenie albumu na miarę dwóch pierwszych albumów Mercyful Fate. Udało się uzyskać to surowe, przybrudzone brzmienie, które miało potęgować mroczny klimat, jaki został tutaj osiągnięty. Utwory też osadzone w podobnej tematyce co te stworzone przez Kinga Diamonda przed laty. Nawet Niklas Olsson śpiewa jak sam King. Te specyficzne wysokie rejestry, ta maniera, to wszystko jeszcze bardziej podsyca myśli o podobieństwie do Mercyful Fate. Jednak to jest dalej ten sam Wolf, którego poznaliśmy w roku 1999. Dalej dla nich liczy się melodyjność, złożone i pomysłowe partie gitarowe oddające ducha lat 80. Nie zmieniło się nastawienie do NWOBHM i nawet „Transylvanian Twilight” pokazują, że nie tak łatwo zerwać z przeszłością i zamiłowaniem do Iron Maiden. Tym razem za partie gitarowe odpowiedzialny jest tylko Niklas i nie słychać, tego że nie wspiera go drugi gitarzysta. Dobrze to zakamuflowano i nie słychać tego uszczerbku. W dalszym ciągu jest sporo energicznych, godnych uwagi motywów, które przesądzają o sukcesie płyty. Nie pomylicie tego z żadnym innym zespołem. Nieco odstaję od całości nieco progresywny i stonowany „Devil moon”. Reszta przejawia się znacznie agresywniej i nie brakuje ciężaru. Otwieracz „Evil Star” to jeden z największych hitów Wolf. Utwór nacechowany Mercyful Fate i w dodatku ma podobny mroczny klimat. Z tym, że tutaj jest wyraźny wpływ NWOBHM i nie żałują sobie melodyjnego charakteru, gdzie w Mercyful Fate nie byłoby to do przyjęcia. „American Storm” wbrew nazwie zabiera nas do brytyjskiej sceny, a także do power metalu. Co niektórzy stwierdzą, że jest to utwór będący pochodną Judas Priest i Anninhilator. Wysoki poziom utrzymuje „The avenger”, który ukazuje potencjał zespołu. Nie zawsze trzeba grać ostro i szybko by odnieść sukces, czasami można pójść na kompromis i zamiast szybkości wybrać średnie tempo, natomiast skupić się na bardziej wyszukanym motywie. Tutaj zdało to egzamin. Wolf potrafi także zagrać wysokich lotów heavy metal przesiąknięty Judas Priest co dowodzi „The Dark”. Na koniec chciałbym wspomnieć o prawdziwej petardzie czyli „Black Wing Rider” w którym można nawet na uparciucha doszukać się pewnych cech thrash metalu. Najostrzejszy utwór na płycie i kolejny znakomity hit zespołu.

Wolf rośnie w siłę i tym albumem przypieczętował swój sukces i potwierdził że wiedzą jak grać wysokich lotów heavy/power metal przesiąknięty NWOBHM. Znakomity balans między echem lat 80 a nowoczesnym wydźwiękiem. Jest agresja i jest melodia, a wszystko utrzymane w mroczniejszym klimacie. Wycieczka w rejony Mercyful Fate udana i mamy kolejny mocny album Wolf.

Ocena: 8/10

6 komentarzy:

  1. Wolf,obowiązkowy w metalowej bibliotece,mam od dawna i również polecam innym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...dorzucę do tego jeszcze nowy album w 2014 ''Devil Seed''.

      Usuń
  2. Nie inaczej:D Choć ostatni album jakiś taki nudny dla mnie był:P Ale jest to zajebista kapela i mają bardzo udaną dyskografię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szykuj siły na kolejną recke od razu po premierze. ;P

      Usuń
    2. pisania sporo tylko czasu brak, a momentami chęci napisanie kilka recenzji wciągu dnia:P Teraz dochodzą jeszcze mistrzostwa w Brazylii:D

      Usuń
    3. METAL & FOOTBALL RULEZZZZ!!! ;D

      Usuń